Na
szczycie. Właściwy rytm
K.N.
Haner
Kolejną godzinę
siedziałem w szpitalnej sali i trzymając delikatnie dłoń Rebeki, patrzyłem na
monitor, który kontrolowpał pracę jej serca. Ona spała. Znowu spała. To był już
kolejny dzień, gdy dla mnie słońce nie wschodziło. Nie wschodziło tak naprawdę
od momentu, gdy Rebeka odjechała spod gmachu sądu w dniu naszego rozwodu. Już
wtedy wiedziałem, że ją straciłem. Straciłem ją po raz kolejny, ale czy na
zawsze? Bezsilność po prostu mnie przerażała, ale nie mogłem nic zrobić.
Zupełnie nic. Mogłem siedzieć i czekać. Czekać, aż się obudzi i wróci do mnie,
a wtedy – obiecałem sobie – udowodnię jej, jak bardzo ją kocham. Pragnąłem, by
tak było. By pozwoliła mi się do siebie zbliżyć i naprawić to, co oboje tak
spektakularnie spieprzyliśmy. Ostatnim razem popełniłem błąd, osaczyłem ją i
zmusiłem do miłości. Tym razem musiało być inaczej. Zarzekałem się, że dam jej
wybór i czas na to, by podjęła właściwą decyzję.
– Obudź się, maleńka, proszę
cię… – wyszeptałem, dociskając lekko jej dłoń do swoich ust. Złożyłem na niej
delikatny pocałunek i wpatrywałem się w spokojną twarz mojej słodkiej Reb. Mimo
wszystko wyglądała prześlicznie. – Czekamy tu wszyscy na ciebie. Ja i maluchy… –
Spojrzałem w stronę przeszklonej ściany oddzielającej salę Rebeki od salki, w
której leżały Chloe i Charlie. Zbliżała się pora karmienia i pielęgniarka powinna
przynieść je tutaj. Stan śpiączki nie wykluczał możliwości karmienia piersią
przez Rebekę. Dzieci były podstawiane przez nas kilka razy dziennie, oprócz
tego jadły z butelek. Takie działania sprawiały, że pokarm nie zanikał, a maleństwa
mogły czuć związek z matką. Ten widok był czymś najpiękniejszym na świecie. Moja
ukochana kobieta i dwoje maleńkich dzieci w jej ramionach. Pomagałem
pielęgniarkom, jak tylko potrafiłem. Przystawiałem dzieci do piersi, kładłem na
nich dłonie Rebeki, imitując tulenie. Byłem jednak przekonany, że Reb będzie
cudowną matką i gdy tylko się obudzi, od razu wszystko będzie dobrze. Przez całą
ciążę przecież dbała o siebie, a dowiedziałem się o tym od Jamesa. Ojciec
Rebeki miał mi wiele za złe, ale zachowywał się w porządku. Nie zabronił mi z
nią przebywać, bo wiedział, jak bardzo mi zależało. Zdawałem sobie sprawę, że
czekało nas jeszcze wiele rozmów, ale to było nic w porównaniu z tym, jak
bardzo pragnąłem, by Rebeka w końcu się obudziła.
– Pomożesz mi, Sedricku? –
Z myśli wyrwał mnie głos pielęgniarki. Odwróciłem się i zobaczyłem, że przywiozła
właśnie moją córeczkę i synka. Uśmiechnąłem się bezwiednie na ich widok. Chloe
i Charlie byli tacy… idealni. Stworzeni z naszych ciał, z naszej miłości, która
co prawda trochę kulała, ale… Ja naprawdę wierzyłem, że to wszystko uda się
jeszcze naprawić. Dla nich, dla naszych maleństw i dla miłości, która przecież
nie mogła być tak ulotna. To, co łączyło mnie i Rebekę, nie było przypadkiem, a
takie uczucie nie zdarzało się często. My nie byliśmy idealni, ale pasowaliśmy
do siebie. Skąd o tym wiedziałem? A stąd, że każdego dnia myślałem o niej,
pragnąłem wszystko wyjaśnić, naprawić i udowodnić, że możemy być razem. Nie
istniała dla mnie żadna inna kobieta. Tylko Rebeka.
– Oczywiście. – Wstałem i
ochoczo wziąłem Chloe na ręce. Dziewczynka kwiliła cichutko, bo zapewne już była
głodna. Miała taki cudowny i zadarty nosek. Taki sam jak jej mamusia.
Pielęgniarka o imieniu
Lisa podwyższyła stelaż łóżka, tym samym podsuwając Rebekę do pozycji
półsiedzącej, a następnie odsłoniła jej piżamę. Piersi Rebeki były krągłe i
pełne, w takich chwilach jednak nie kojarzyły mi się z czymkolwiek erotycznym. Wtedy
stanowiły atrybut jej kobiecości, dowód na to, że została matką. Niesamowite
było to, jak bardzo uspokajały się maluchy podczas karmienia. Czuły ciepło
ciała, skóra przy skórze z kobietą, która przez kilka miesięcy nosiła je pod
sercem. Dbała o nie, kochała od pierwszego dnia, w którym się o nich
dowiedziała. Wiedziałem o tym. Rebeka zrobiła wszystko, by dzieci były zdrowe.
Nie potrafiłem darować sobie, że nie zorientowałam się, że coś było nie tak.
Przecież widziałem ją kilka miesięcy przed porodem. Zauważyłem wtedy, że
przybyło jej trochę ciała, że Reb nieco się zaokrągliła, ale… Kurwa! Dlaczego nie
domyśliłem się, że była w ciąży? Nasza krótka rozmowa na chrzcinach Charlotte
powinna dać mi do myślenia. Potem Reb zniknęła i już nie miałem okazji nawet z
nią porozmawiać. Tyle się zmieniło, tyle wydarzyło, ale ja naprawdę wierzyłem,
że można to wszystko naprawić.
***
– Simon, a gdzie jest
Trey? – zapytałem zdenerwowany, czekając, aż ta banda idiotów zjawi się na
czas. Za godzinę miała odbyć się ceremonia, a byliśmy tam tylko ja i Simon. Tak
naprawdę powód mojego wkurwienia był zupełnie inny. Nie miałem pewności, czy
Rebeka pojawi się na chrzcinach. Nie widziałem jej od rozwodu i tak cholernie
za nią tęskniłem. Mimo wszystko… tak bardzo tęskniłem za jej uśmiechem.
– Powinien zaraz
przyjechać. Ma mój garnitur i strój da małej. – Simon rozejrzał się po
pomieszczeniu, jakby czegoś szukał.
– A Kara będzie? – zapytałem,
a Simon spojrzał na mnie i prychnął.
– Prędzej zjawi się tutaj
Elvis niż ta wywłoka… – odpowiedział, jak zawsze szczerze.
– A Rebeka? – Niepewność
w moim głosie zwróciła uwagę Simona.
– Jest matką chrzestną,
więc nie widzę innej opcji. Wczoraj z nią rozmawiałem i mówiła, że będzie na
pewno – odpowiedział, patrząc na mnie podejrzliwie.
– Mówiła coś?
– Sed, kurwa, nie wypytuj
mnie o nią. Przyjedzie, to z nią po prostu porozmawiaj! – odpowiedział
zirytowany i wyjął telefon, który zaczął dzwonić w kieszeni jego spodni, a
następnie odebrał. Westchnąłem głośno i wyszedłem, by mógł porozmawiać na
spokojnie.
Charlotte miała już
prawie osiem miesięcy i była małą, rezolutną kobietką. Na szczęście w genach
przypadło jej podobieństwo do ojca, a nie do Kary. Mała miała już swój
charakterek, ale tak naprawdę była aniołem. Rodzice Simona bardzo dobrze się
nią opiekowali od momentu, gdy Rebeka nagle oznajmiła, że nie może się nią
dłużej zajmować. Swoją drogą, wtedy jeszcze kompletnie nie rozumiałem, dlaczego
tak postąpiła.
– Sed, zejdź na dół i pomóż
Erickowi. – Zobaczyłem moją siostrę, która była wtedy już w bardzo
zaawansowanej ciąży. Jess wyglądała ślicznie w długiej sukience opinającej się
na ciążowym brzuszku. Ich córeczka Hope miała pojawić się na świecie już
niedługo i byłem przekonany, że wywróci ich życie jeszcze bardziej. Już wiele
się zmieniało. Erick się zmienił. Stał się spokojny, wręcz nudny, i taki
zasadniczy. Oczywiście lepiej, że się uspokoił, niż gdyby miał dalej szaleć.
Razem z Jess tworzyli nietypową parę, ale wiedziałem, że się kochają. Martwiłem
się o siostrę, bo ten debil zawsze mógł coś wywinąć, ale musiałem mu zaufać.
Bądź co bądź, Erick nadal był moim przyjacielem. Nie rozmawiałem z nim o Rebece
i nie miałem pojęcia, co sądził o tej całej sytuacji. Jako jedyny wiedział
jednak, że sprawa z Laną to grubsza afera. Nie miałem zamiaru tłumaczyć się
przed kimkolwiek, ale z nim musiałem porozmawiać. Sam zresztą dowiedział się o
tej nocy w Londynie wcześniej, niż cała sprawa ujrzała światło dzienne. Byłem
mu winny wyjaśnienia, zwłaszcza ze względu na Rebekę.
– Przyjechaliście wszyscy
razem? – zapytałem Jess, odbierając od niej bukiet kwiatów i torbę z prezentem.
– Nie powinnaś dźwigać! – dodałem karcąco.
– Daj spokój i nie
zachowuj się jak Erick. Jestem tylko w ciąży. – Jess zaśmiała się i usiadła w
fotelu, głaszcząc swój brzuch. Przez całą ciążę czuła się rewelacyjnie i o
dziwo nie narzekała zbyt często.
– Są wszyscy? – powtórzyłem,
bo jak zwykle nie odpowiedziała na moje pytanie.
– Tak, dlatego zejdź i im
pomóż. Clark nie może złożyć wózka, a Erick ma jakiś prezent czy coś… – Machnęła
lekceważąco ręką i ziewnęła przeciągle.
– Jenna też jest?
– Tak! Sed, idź już do
nich – warknęła na mnie. Darowałem sobie komentarz, by się opanowała. W końcu była
w ciąży i nawet u mnie miała taryfę ulgową. Zbiegłem z piętra na parter. Przed
domem stał samochód Ericka, ale przez okno nikogo nie widziałem. Wyszedłem więc
na schody i zobaczyłem, jak wszyscy witali się z Rebeką. Boże! Już z daleka
dostrzegłem, że wyglądała cudownie. Miała na sobie bladoróżową sukienkę
odcinaną pod biustem, włosy jej urosły i były prawie tak długie, jak w chwili,
gdy się poznaliśmy. Jej głośny, radosny śmiech dotarł do moich uszu. Patrzyłem,
jak Trey wyściskał ją mocno i wycałował, potem to samo zrobili: Clark, Nicki i
Alex. Jedynie Erick zachował dystans i tylko cmoknął ją w policzek. A ja? Jak miałem
się wobec niej zachować? Nie miałem chwili na obmyślenie strategii, bo nagle całą
gromadą ruszyli w moją stronę, a mnie aż spociły się dłonie. Kurwa! Wytarłem je
o spodnie i zszedłem ze schodów, by także się przywitać.
– Nie mogę złożyć wózka, Sed.
Umiesz to zrobić? – zapytał Clark i spojrzał na Jennę, która trzymała na rękach
ich synka. Cooper urodził się kilka tygodni wcześniej i zapoczątkował kolejną rewolucję
w życiu Clarka, ale również całego zespołu. Musieliśmy odwołać kilka koncertów,
bo Jenna po porodzie nie radziła sobie z Julką i ich nowym dzieckiem.
Perspektywa rychłego pojawienia się na świecie córki Waltera nie wróżyła dobrze
naszej trasie. Fani nie byli ostatnio wyrozumiali i posypały się krytyczne
opinie na nasz temat. Ludzie chyba nie rozumieli, że mamy rodziny i to było dla
nas najważniejsze. Planowałem, że jeśli tak dalej pójdzie, to będziemy musieli
przerwać trasę całkowicie i oddać fanom pieniądze za bilety. Kwota strat byłaby
ogromna, ale nie to było ważne.
– Pokaż mi ten wózek – odpowiedziałem
nerwowo. Chciałem porozmawiać z Rebeką, ale zauważyłem, że ona nie miała ochoty
nawet się przywitać. Uciekła do domu, unikając mojego spojrzenia. Kurwa mać!
– Jest jeszcze ten
prezent dla Charlotte – powiedział Erick stojący nade mną jak jakiś idiota.
– To idź i go, kurwa, zanieś.
Siły nie masz? – warknąłem na niego, szarpiąc się z tym jebanym wózkiem. Kto go
wymyślił? Ja również nie potrafiłem go złożyć.
– Sed, weź wyluzuj – odpowiedział
zirytowany Erick i biorąc torbę z prezentem, poszedł do domu. Zostałem na
podjeździe sam i dalej próbowałem złożyć wózek. Myślałem, że zaraz trafi mnie
szlag.
– Tu masz taki przycisk… –
Usłyszałem nagle głos Rebeki. Podniosłem wzrok i patrzyłem, jak schodzi ze
schodów i podchodzi do mnie. – O tutaj… – Nachyliła się i nacisnęła guzik,
którego wcześniej nie widziałem. Wózek złożył się w jedną sekundę, a Reb
spojrzała na mnie zadowolona i uśmiechnęła się lekko. – Chciałam się przywitać –
dodała cicho. Z bliska wyglądała jeszcze piękniej. Zauważyłem, że przytyła kilka
kilogramów i tak cudownie się zaokrągliła. Jej kości policzkowe podkreślone
delikatnie różem były tak zachęcające, że miałem ochotę złapać ją w ramiona i
wycałować. Wycałować tę słodką buźkę i te piersi… Boże! Zawiesiłem wzrok na
wysokości biustu. W spodniach momentalnie zaczęło robić mi się ciasno. Cycki też
jej urosły i to o dobry rozmiar.
– Cieszy mnie to. Miło
cię widzieć, Rebeko – odpowiedziałem, myśląc jeszcze tą głową, którą
powinienem. Niewiele jednak brakowało, bym przestał racjonalnie rozumować. Nie umiałem
oderwać wzroku od Rebeki. Ja pierdolę, jak ona na mnie działała. Uwielbiałem
jej tyłek, ale w tamtej chwili to jej piersi zrobiły mi z mózgu kompletną
miazgę.
– Pomóc ci w czymś
jeszcze? – zapytała, zaglądając do bagażnika samochodu.
– Nie, wszystko już jest
zaniesione. – Wstałem i włożyłem wózek do bagażnika, a następnie podszedłem
bliżej niej. – Dobrze wyglądasz… – wypaliłem. Ja pierdolę! Co to znaczy: dobrze
wyglądasz? Czułem, że Reb zaraz się obrazi albo coś.
– Dziękuję, ty też… – Uśmiechnęła
się jednak tak cudownie słodko. Jakim sposobem dopuściliśmy do tego, by nasze
małżeństwo przestało istnieć? Jak do tego, kurwa, doszło?
– Zostajesz w Los Angeles
na dłużej? – zapytałem z nadzieją, że może uda mi się z nią spotkać bez
świadków. Zaprosić na obiad, lunch, śniadanie… Cokolwiek.
– Nie, jutro wracam do
Nowego Jorku, Sedricku – odpowiedziała, spuszczając wzrok, i nerwowym gestem poprawiła
sukienkę.
– A zostaniesz chociaż na
przyjęcie? – Nadzieja w moim głosie była wręcz wyczuwalna.
– Chwilę zostanę – bąknęła
pod nosem. Skąd wziął się ten mur między nami? Ściana emocji, która nie dała
nam do siebie dotrzeć. Jak miałem się przez nią przebić?
– Reb, chodź ubrać małą! –
zawołał ją z balkonu Simon. Oboje zadarliśmy głowy, by na niego spojrzeć.
– Już idę! – Rebeka
pomachała do niego i uśmiechnęła się szeroko, widząc go stojącego tam z
Charlotte na rękach. Chciałem ją zatrzymać, by z nią porozmawiać, ale uciekła
tak szybko. – Zobaczymy się później – rzuciła jedynie i wbiegła do domu. Kurwa!
Serce waliło mi jak szalone. Kochałem tę kobietę i nic nie mogłem na to
poradzić. Mimo wszystko Rebeka była dla mnie najsłodszą i najbardziej niewinną
istotą na tym świecie. Pieprzony Thomas wykorzystał jej naiwność… Nie potrafiłem
jednak znieść myśli, że ją dotykał, że był z nią blisko. „Ja pierdolę, Mills!
Nie myśl o tym teraz, bo zaraz nerwy ci puszczą” – uspokajałem się w myślach.
Nie chciałem wszczynać jakiejś bezsensownej dyskusji. Obiecałem sobie, że nie
wspomnę o Thomasie ani o tym, co się wtedy wydarzyło. To był dzień Charlotte, Simona
i Treya. Nie mogłem im tego popsuć.
Wszyscy byli już na
miejscu. O ile wiedziałem, mój ojciec przyleciał z Jamesem, ale tego drugiego miało
nie być. Nie chciał mnie widzieć i nie dziwiłem się temu. Skrzywdziłem jego
córkę, upokorzyłem ją i w dodatku zostawiłem z niczym. Tyle że to ona niczego
ode mnie nie chciała. Wiem, że Rebece nigdy nie chodziło o pieniądze, ale żeby
tak kompletnie wszystkiego się zrzekła? Nie rozumiałem tego i było mi tak
cholernie źle ze świadomością, że musiała mieszkać u ojca, bo nie miała gdzie
się podziać.
– Tato, widziałeś Rebekę?
– zapytałem ojca, który właśnie zszedł z piętra.
– Chyba pomaga Jess
składać serwetki do obiadu – odpowiedział i pokazał, bym podszedł do niego. – Masz
zamiar z nią porozmawiać? – zapytał dyskretnie.
– Bardzo bym chciał…
– Powinieneś dać jej czas,
synu. Widać, że nie czuje się swobodnie w tej sytuacji. – Rada ojca wcale mi
się nie spodobała. Byłem niecierpliwy, a każdy dzień bez niej mnie zabijał.
Ugryzłem się w język, by nie powiedzieć czegoś, co mogło urazić ojca. Ostatnio byłem
bardziej nerwowy i miałem tego świadomość, ale nic nie mogłem poradzić na to,
że tak reagowałem, gdy JEJ przy mnie nie było.
Wyszedłem go ogrodu i
mimo sugestii ojca postanowiłem porozmawiać z Rebeką. Dostrzegłem, jak siedziała
z Jess w namiocie, gdzie miał się odbyć obiad, i faktycznie składały serwetki.
Przyglądałem się jej dłuższą chwilę, bo uśmiechała się szeroko. Razem z Jess śmiały
się z czegoś tak głośno, że aż tutaj je słyszałem. Zamknąłem oczy, próbując
zatrzymać ten dźwięk w głowie. Tak cholernie mi jej brakowało.
Po chwili podszedłem do
nich, zapadła jednak wymowna cisza. Cisza ze strony Rebeki, bo mojej siostrze
buzia jak zawsze się nie zamykała.
– Co tam, Sed? Chcecie
pogadać? – Jess zapytała wprost. Rebeka wbiła w nią spanikowane spojrzenie, a
ja nie posiadałem się z radości. Czasami siostrzyczka do czegoś się jednak
przydawała.
– Właściwie to ja chyba
muszę pomóc Simonowi… – Rebeka chciała się wymigać i już wstawała z krzesła,
ale złapałem ją za dłoń.
– Ja mu pomogę, Reb.
Pogadajcie sobie. – Słodko-wredny uśmiech na twarzy Jess sprawił, że
uśmiechnąłem się szeroko. Dziękowałem wtedy Bogu za siostrę. Rebeka miała
jednak taką minę, jakby miała zaraz zemdleć albo się rozpłakać. Cholera, to nie
zwiastowało niczego dobrego.
– Sed, to nie jest
odpowiedni moment na rozmowy – powiedziała cicho. Jej oddech przyśpieszył i widziałem,
jak się denerwowała.
– Nie wiesz, co chcę ci
powiedzieć…
– Nie interesuje mnie to,
Sed. Wybacz, ale nie chcę rozmawiać, jeśli jest to zbędne. – Wyrwała dłoń z
mojej dłoni i od razu ruszyła w kierunku domu.
– Rebeko! – Pobiegłem za
nią.
– Sed, daj mi spokój.
Czego jeszcze ode mnie chcesz?! – warknęła, a gdy się odwróciła, zobaczyłem łzy
w jej oczach. Boże, nie! Nie mogłem tego znieść.
– Chciałem jedynie
zapytać, jak sobie radzisz – wypaliłem. Interesowało mnie wszystko, co było z nią
związane. Tak naprawdę mogłaby mi opowiedzieć, co jadła wtedy na śniadanie, a
ja ochoczo bym tego wysłuchał. Rebeka zrobiła jednak wielkie oczy, jakby nie
dowierzała, że w ogóle ze mną rozmawia.
– Cudownie sobie radzę,
nie widzisz? Jestem zadowolona i radosna, śmieję się z twoją siostrą i wszystko
jest takie super! – odpowiedziała nerwowo i wywróciła oczami.
– Po co ta ironia? – zapytałem,
błagając w myślach, by poświęciła mi chociaż pięć minut.
– Po co ta rozmowa, Sed?
Chcesz czegoś ode mnie? Masz mi coś ciekawego do powiedzenia? – Wbiła we mnie
smutne spojrzenie.
– Chciałem jedynie…
– Nie obchodzi mnie to.
Zostaw nas w spokoju, dobrze? – warknęła i nie dała mi powiedzieć nic więcej. Zanim
wbiegła do domu, zobaczyłem, że zaczęła płakać. Znowu to spieprzyłem, ale
łudziłem się, że znajdę ją później… Nie miałem zamiaru odpuścić.
***
Potrząsnąłem głową,
przerywając wspomnienia tamtego dnia. Tak bardzo żałowałem, że jej wtedy nie
zatrzymałem i nie porozmawiałem z nią. „Daj nam spokój, dobrze?” NAM!
Powiedziała: nam. Już wtedy wiedziała o ciąży i prawie się wygadała. Mój Boże! „Rebeko,
obudź się. Mamy sobie tyle do wyjaśnienia” – błagałem w myślach.
– Teraz kolej na
Charliego – powiedziała pielęgniarka, odbierając Chloe z ramion Rebeki. Przystawiła
chłopczyka do drugiej piersi, a on od razu zaczął ssać i tak słodko zamlaskał.
Mój syn! Wiedział, co dobre.
Za każdym razem miałem
wrażenie, że Rebeka obudzi się właśnie podczas karmienia. Nie wiem czemu. Po
prostu czułem, że za którymś razem otworzy oczy, czując przy sobie obecność
dziecka. To byłby cud? Dla mnie tak. To był już piąty dzień, gdy spała. Po
porodzie dostała wstrząsu, czyli tak zwanej zapaści. Reanimowali ją, na
szczęście udało się przywrócić krążenie, Rebeka jednak zapadła w śpiączkę. Tak
naprawdę nie było wiadomo, kiedy się wybudzi i czy w ogóle. Nie sądziłem, że
będę to przeżywał po raz drugi. Tamte nieszczęsne urodziny w Aspen i porwanie,
potem pobicie i pierwsza śpiączka. Boże! To wszystko nie powinno jej się
przytrafić. Zamknąłem oczy i znowu przypominałem sobie to, co się wtedy
wydarzyło.
***
Rebeka odjechała właśnie
z Erickiem do hotelu. Kurwa! Wiedziałem, że jestem na straconej pozycji.
Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak się zachowałem. Potraktowałem ją okropnie
i niedziwne, że nie chciała mnie znać. Tylko dlaczego wybrała jego? Ja
pierdolę! Wszystko spierdoliłem. Wszystko!
Patrzyłem, jak wyjeżdżali
za bramę domu w Aspen, i kompletnie nie miałem ochoty na moją urodzinową
imprezę. W dodatku byli tam moja matka i ojciec. Po jaką cholerę Jess ich
zaprosiła? Było mi tak zajebiście niezręcznie po tym, co matka powiedziała
Rebece. Zawsze była bezpośrednia i mówiła, co myśli, ale mogła sobie darować te
uwagi i gadanie o Karze. Przecież doskonale wiedziałem, że uważała, że to
właśnie Kara jest idealną kobietą dla mnie. Och, kurwa, ależ ona się myliła.
Moja idealna kobieta właśnie odjechała z moim najlepszym kumplem, by pieprzyć
się w hotelu. W dodatku do tego wszystkiego doprowadziłem ja. Nikt inny! Kurwa,
Mills, ty idioto!
– Sed, chodź do nas! – zawołał
mnie sprzed domu najebany Simon. Nie chciało mi się z nikim gadać.
– Czego? – warknąłem
wściekły.
– Gdzie Reb i Walter? – zapytał,
a ja podszedłem do niego na schody.
– Pojechali do hotelu.
– Bez ciebie?! – Tym
pytaniem perkusista wkurwił mnie jeszcze bardziej.
– A jak, kurwa, myślisz?!
– Odepchnąłem go i wszedłem do domu. Pragnąłem iść na górę i upić się w
samotności, ale z tymi debilami to przecież nie było możliwe. Dorwali mnie już
w korytarzu i zaciągnęli do kuchni.
– Teraz tort! Tort! – krzyknęła
jak zawsze podekscytowana Jess. Boże, jak ona mnie czasami irytowała. Od
dzieciństwa podejrzewałem, że ma ADHD, ale nikt mi, kurwa, nie wierzył.
– Pieprzę tort! Idę na
górę… – warknąłem.
– Ale, Sedricku, my mamy
dla ciebie prezenty! – Matka objęła mnie mocno. Nie potrafiłem odmówić tej
kobiecie. Była, jaka była, ale to moja matka. Dla nas starała się być dobra i na
pewno chciała jak najlepiej. Zorientowałem się też, że chyba pokłócili się z
ojcem o tę sytuację z Rebeką, bo stał z boku. Minę miał niewyraźną i ewidentnie
był wściekły na matkę.
– Dobra, gdzie te
prezenty? – Usiadłem na stołku przy kuchennej wyspie i jakimś cudem się
opanowałem. W końcu ta cała zgraja przyjechała tu dla mnie, a ja wiedziałem,
jak niełatwo ojcu oderwać się od obowiązków. Na pierwszy ogień poszedł prezent
właśnie od niego. Trudno było mi się cieszyć z czegokolwiek, gdy nie miałem przy
sobie Rebeki. Ja już za nią tęskniłem. „Naprawdę ją straciłem? Straciłem na
zawsze?” – zastanawiałem się.
– Podoba ci się,
Sedricku? – Ojciec objął mnie ramieniem. Spojrzałem na złote pióro wieczne z
grawerem na skuwce.
– Tak, dziękuję, tato… – Nie
potrafiłem nawet zmusić się do uśmiechu. Ojciec doskonale wiedział dlaczego.
Może nie uważał, że Rebeka to idealna kobieta dla mnie, ale chociaż jej nie
obraził. W przeciwieństwie do matki.
– To teraz ode mnie! – Jess
wcisnęła mi w dłonie czarne pudełko przewiązane srebrną, ozdobną tasiemką.
Rozwiązałem kokardkę i zdjąłem wieczko, a moim oczom ukazała się platynowa
bransoleta, także z grawerem. Co oni się tak uparli na to grawerowanie? Co ja,
kurwa, nie pamiętałem, jak się nazywam? Albo kiedy się urodziłem?
– Dzięki, Jess. – Ucałowałem
siostrę w policzek i sięgnąłem po kolejny prezent. Nadszedł czas na
niespodziankę od chłopaków i aż bałem się otworzyć. Nicki, Simon i Alex patrzyli
na mnie i ledwo powstrzymywali śmiech. To spore pudło owinięte było niechlujnie
papierem w mikołaje. Chyba nie mieli niczego innego pod ręką.
– Jeśli to coś głupiego,
to wam przypierdolę! – ostrzegłem ich, mówiąc całkowicie serio.
– Nie pierdol, tylko
otwieraj! – powiedział Simon i już wiedziałem, że to będzie jakaś masakra.
Rozerwałem papier, a moim oczom ukazało się pudełko z dmuchaną lalą. W dodatku była
to brunetka, a chłopaki skreślili imię lalki Samanta i dopisali: Rebeka. Kurwa,
co za idioci! Gdyby spojrzenie mogło zadawać ból, to nie mieliby już jaj.
– No co? Przecież ci się
przyda, nie? – odezwał się ubawiony do łez Nicki.
– Zawsze wiedziałem, że
jesteście pojebani! – Odłożyłem pudło na stół i chciałem wyjść. Myślałem, że
jeśli tego nie zrobię, to naprawdę ich pozabijam. Było we mnie wtedy tyle
złości.
– Synu, daj spokój!
Przecież oni żartowali! – interweniował ojciec, widząc, jaki jestem wściekły.
Wszyscy popatrzyli na mnie żałośnie.
– Dajcie mi, kurwa,
święty spokój, dobra? Nie mam ochoty na jakieś imprezy…
– Sedricku, ale my
przyjechaliśmy tutaj dla ciebie! – odezwała się moja matka i zrobiła tę swoją smutną
minę. Boże!
– Nikt was o to nie
prosił! – warknąłem.
– Stary, przesadzasz! To,
że Rebeka pojechała z Erickiem, nie znaczy, że masz się na nas teraz wyżywać! –
skwitował Simon. W sumie miał rację, ale miałem to, kurwa, gdzieś.
– Dobra, lepiej polej! – Machnąłem
ręką i próbowałem się opanować. Pomyślałem, że jak urżnę się w trupa, to będzie
mi nieco lepiej. Na trzeźwo zadręczyłyby mnie myśli o niej i o tym, co Walter
wyprawiał z nią w hotelu. Sam jednak do tego doprowadziłem i pretensję mogłem
mieć tylko do siebie.
– Teraz to gadasz do
rzeczy! – ucieszył się Alex i podszedł do barku, który na szczęście zaopatrzony
był we wszystko, czego w tej chwili było mi potrzeba. Wyłączyłem myślenie i
zrobiłem to, co potrafiłem najlepiej. Chlałem na umór, ale jak na złość nie
mogłem się dobić. Wlewałem w siebie kolejne kieliszki czystej wódki, popijałem
whisky i nic. Było koło ósmej wieczorem i zaczynało robić się ciemno. Chłopaki
zabawiali całe towarzystwo, a ja zauważyłem nagle, jak moja Jess czaiła się, by
wziąć mnie w ogień pytań. Nie chciało mi się z nią gadać. Już słyszałem te jej
pytania o to, dlaczego Reb pojechała z Erickiem. A po co? A dlaczego tak? Ja
pierdolę! Akurat wstała i podeszła do mnie, a ja od razu spierdoliłem do
łazienki i zamknąłem się od środka. Do czego to doszło, bym chował się w kiblu
przed młodszą siostrą? Obmyłem twarz i spojrzałem na swoje pijackie odbicie w
lustrze.
– No i co, Mills? Co
teraz? Jak masz zamiar odzyskać Rebekę? No jak? Walter zapewne doprowadza ją
teraz do kolejnego orgazmu, a ty jesteś największym frajerem na świecie – warknąłem
na siebie, a następnie walnąłem pięścią w kafelki zaraz obok lustra i próbowałem
jakoś sensownie zebrać myśli. Nigdy nie byłbym w stanie pogodzić się z tym, że
ją straciłem. Straciłem moją małą, słodką Reb.
Kurwa, co ta dziewczyna
zrobiła z moim życiem. Dzięki niej każdego dnia chciałem być lepszy. Chciałem budzić
się i po prostu być dobrym człowiekiem. Uszczęśliwiać ją. A co zrobiłem?
Sprawiłem, że poczuła się nikim. Zarzuciłem, że nosiła pod sercem nie moje
dziecko. Kurwa, ale ze mnie skurwysyn! W dodatku ta sprawa z jej dzieciństwa,
poronienie… Ta dziewczyna tyle przeszła, a ja jej tylko dowaliłem. Nasz związek
rozpierdolił się w drobny mak. Jakby gówno wpadło w wentylator i rozjebało już
totalnie wszystko. Usiadłem na wannie, by się uspokoić. Byłem przekonany, że
gdy ona wyjedzie, to oszaleję. Musiałem ją zatrzymać i przez cały czas
rekonwalescencji udowadniać jej, że mi na niej zależy, zapewniać, jak bardzo ją
kocham i żałuję tego, co zrobiłem. Obiecałem sobie, że będę ją chronić, a to
przeze mnie miała rękę w gipsie, skręconą kostkę… Tyle wycierpiała. Boże, moja
słodka Rebeka. Gdy zamykałem oczy, widziałem jej cudowny uśmiech. Jak mogłem ją
tak skrzywdzić?
Moje rozmyślenia nagle przerwał
jakiś hałas w korytarzu. Jeszcze raz przemyłem wodą twarz i wyszedłem z
łazienki, by sprawdzić, co się dzieje. Zamarłem, widząc w holu wysokiego,
postawnego mężczyznę mierzącego rewolwerem prosto w Sandrę.
– Sed! – krzyknęła Jess w
panice i zaczęła biec w moją stronę. Wszystko działo się tak szybko, że nawet
nie zdążyłem zareagować. Pamiętam tylko krzyki i trzy strzały. Pierwsza kula
dosięgnęła Jess, która padła przede mną, łapiąc się za brzuch, druga drasnęła
Sandrę w bark, ale ten koleś najwidoczniej miał zamiar ją zabić. Boże,
dlaczego? Złapałem Jess i podniosłem wzrok na zamaskowanego mężczyznę celującego
prosto w głowę siostry Waltera.
– Zostaw ją! Kurwa,
zostaw! – krzyknąłem, odepchnąłem Jess w ramiona mojego sparaliżowanego
strachem ojca i ruszyłem jej na ratunek. Usłyszałem wystrzał i zobaczyłem, jak
Nicki rzuca się i przyjmuje na siebie pocisk, ratując życie Sandry. Upadł z
impetem na podłogę, która od razu zrobiła się czerwona od krwi. Byłem w takim
szoku, że ledwo oddychałem. Dopadłem do mojego postrzelonego przyjaciela razem
z Simonem, który był równie przerażony jak ja.
– Pogotowie! Dzwoń na
pogotowie! – krzyknął Alex i spróbował dogonić tego zamaskowanego faceta, ale
on wybiegł z domu, wsiadł do auta i odjechał z piskiem.
– Kurwa, Nicki, nie
zamykaj oczu! Nie zamykaj! – Potrząsałem nim z całej siły.
– Stary, ale impreza… – Uśmiechnął
się w grymasie bólu i chwycił mnie za dłoń. Moja matka zaczęła lamentować,
tuląc w ramionach Jess. Sandra siedziała obok nas na podłodze, była najmniej
ranna, ale w kompletnym szoku. Simon dzwonił po pogotowie, Alex po policję, a
ja patrzyłem, jak mój kumpel umiera.
– Nicki, kurwa, nie
zasypiaj! – Łzy cisnęły mi się do oczu. Kurwa! Kto to był? Czego chciał?
Dlaczego celował w Sandrę? Jedyną pozytywną myślą było to, że w domu nie było
Rebeki i Ericka. Gdyby cokolwiek im się stało…
– Sed… – powiedział Nicki
i zaczął pluć krwią.
– Stary, kurwa, nie
umieraj mi tu! – Próbowałem być spokojny, ale to trudne.
– Nie pierdol. Nigdzie
się nie wybieram… – Uśmiechnął się blado i pokazał, bym mu podał butelkę wódki.
– Jak z tego wyjdziesz,
napierdolimy się wszyscy jak na urodzinach Alexa, okej? Zabiorę cię na
najlepszy striptiz w twoim życiu! – powiedziałem drżącym głosem, ściskając jego
dłoń.
– Na to liczę! – Znowu
się uśmiechnął.
– Simon, gdzie ta
karetka?! – krzyknąłem przerażony, bo widziałem, że z Nickim jest fatalnie.
– Już jadą! – powiedział,
zbierając z podłogi Sandrę, która nawet nie płakała. Była w takim szoku, że
ledwo mogła stać na własnych nogach. Siedzieć i patrzeć bezczynnie, jak na
twoich rękach twój kumpel wykrwawia się na śmierć, to coś najgorszego. Nie
pamiętam, jak długo czekaliśmy na pogotowie i policję, bo dla mnie to była
wieczność. Usłyszałem tylko wycie syren i światła odbijające się w szybach
domu. Pierwsi na miejsce dojechali ratownicy, zabrali na sygnale Nickiego,
Sandrę i Jess. Gdy zamykali karetkę z moją siostrą, nie mogłem pohamować łez.
Ojciec trzymał w ramionach moją lamentującą matkę, Alex siedział na schodach
domu z twarzą schowaną między dłońmi, a Simon nerwowo palił papierosa. W
kieszeni rozdzwoniła się moja komórka, odruchowo odebrałem, nawet nie
sprawdzając, kto dzwoni.
– Mills!
– To ja, stary. Wszystko
u was w porządku? – rozpoznałem głos Ericka.
– Kurwa, nie! Przyjeżdżaj
tu natychmiast! W domu była strzelanina! Postrzelili Sandrę, Nickiego i Jess!
Kurwa, Erick! – praktycznie krzyknąłem w panice.
– Co? Jaka strzelanina?
Sed, kurwa, o czym ty mówisz?!
– Do domu wszedł jakiś
facet! Miał broń i zaczął do nas strzelać!
– Zaraz tam będę!
Czekajcie na mnie! – zdenerwował się, zapewne tak mocno jak ja. Przyjechała policja
i zaczął się ten cały cyrk. Miliony pytań i zero odpowiedzi. Nikt z nas nie był
w stanie normalnie rozmawiać, a po pierwsze nie mieliśmy pojęcia, kto to w
ogóle był.
– Nie widział pan twarzy
sprawcy? – zapytał mnie policjant.
– Kurwa, mówiłem już, że
był w kominiarce! – warknąłem nerwowo i spojrzałem na plamę krwi Nickiego na
podłodze w salonie.
– Panie Mills, proszę się
uspokoić.
– Jak mam się uspokoić?
Jakiś facet wtargnął do mojego domu i strzelał do mojej rodziny! – Nie opanowałem
się i cisnąłem szklankę po whisky o podłogę.
– Sedricku! – Ojciec złapał
mnie za ramiona, bym nie zrobił czegoś bardziej głupiego. W gniewie czasami nie
potrafię się opanować, a teraz poziom mojego gniewu przeszedł wszystkie możliwe
wskaźniki. Paniczny strach o moich bliskich plus wściekłość i bezradność to
mieszkanka wybuchowa. Patrzyłem w stronę korytarza, gdy wszedł Erick. Oczy miał
wielkie z przerażenia.
– Co tu się, kurwa,
stało?! – zapytał, widząc krew, mnóstwo policji. Próbowałem jakoś sensownie mu
wytłumaczyć i opowiedzieć, ale byłem za bardzo zdenerwowany. Policja nic z nas
dziś nie wydusi, bo każdy jest w szoku. W domu nie było kamer, by sprawdzić
nagranie, jedynie przed domem i to jedyny trop dla policjantów, bo mają numery
rejestracyjne wozu, którym odjechał ten psychopata. Wszyscy pojechaliśmy do
szpitala, by sprawdzić, co z dziewczynami i Nickim. Dobrze, że Rebeka była bezpieczna
w hotelu i nieświadoma tego, co się wydarzyło. Boże! Umarłbym, gdyby ona tu
była i gdyby ktoś celował w jej głowę rewolwerem.
Nicki i Jess leżeli na
sali operacyjnej, Sandra na szczęście została tylko lekko draśnięta. Chociaż
tyle dobrego! Czekaliśmy całe długie pięć godzin, aż skończą się obie operacje.
Lekarz na szczęście dał nam nadzieję i powiedział, że udało się usunąć kule.
Stan Nickiego był ciężki, ale najważniejsze, że żyje. Jess była w odrobine
lepszym stanie. Całą noc spędziliśmy w szpitalu. Siedziałem między łóżkiem Nickiego
i Jess, dalej leżała Sandra, przy której siedział Erick. Ich rodzice i rodzina
Nickiego też już zostali powiadomieni i byli w drodze do szpitala. Trey, Clark
i Jenna jeszcze nic nie wiedzieli i może to lepiej. Może wszystko dobrze się
skończy i będziemy niedługo z tego żartować, jak to mamy w zwyczaju.
Koło dziewiątej rano, gdy
prawie przysypiałem w fotelu, zadzwoniła moja komórka. Nie znałem numeru, ale odebrałem,
bo to może ktoś z policji.
– Sedrick Mills!
– Cześć, Sed, to ja… Reb.
– Usłyszałem słodki głos Rebeki. Boże! Jak dobrze, że nic jej nie jest. Jest bezpieczna
w hotelu i jedynie ta myśl sprawiała, że nie zwariowałem.
– Poczekaj chwilę… – Wstałem
i po cichu wyszedłem z Sali, by nie obudzić śpiących Nickiego i Jess. Wybudzili
się po operacjach, ale byli bardzo słabi. – Teraz możemy…
– Wiesz może, gdzie jest
Erick? Wyszedł wczoraj, mówił, że na chwilę, by zadzwonić, a do tej pory go nie
ma – powiedziała z przejęciem. Ona zawsze się o wszystkich martwi. Moja
kochana, mała Reb.
– Erick jest tutaj ze mną
w szpitalu… – powiedziałem cicho. Nie chciałem jej mówić wszystkiego, by
niepotrzebnie się nie denerwowała.
– Jak to: w szpitalu? Co
się stało?
– To nie jest rozmowa na
telefon, Reb…
– Mam tam przyjechać do
was? – Kurwa, nie! Boże, co za kobieta.
– Nie, musisz zostać w
hotelu.
– Dlaczego? – Usłyszałem złość
w jej głosie. Wyobrażałem sobie, jak słodko się krzywi, a moje serce chociaż na
chwilę odzyskało spokojny rytm.
– Wyjaśnię ci później,
zostań w hotelu i się stamtąd nie ruszaj!
– Przecież nie mogę
chodzić… – warknęła wściekła.
– Reb, proszę, przyjadę
potem, to pogadamy, naprawdę nie mogę teraz… – Zobaczyłem policjantów
wchodzących na oddział.
– Ale Erickowi nic nie
jest? – dopytywała.
– Nie… Zadzwonię później!
– Rozłączyłem się i podszedłem do trzech funkcjonariuszy. Nie mieli dla mnie
dobrych informacji. Auto, którym poruszał się sprawca, jest kradzione, z
naszych opisów nie mogą ustalić, jak ten ktoś wygląda. Nic, kurwa, nie wiedzą!
To jest policja, do cholery? Byłem jeszcze bardziej wkurwiony, aż wyszedłem przed
szpital zapalić. Pierwszy raz od chyba pięciu lat. Erick przyszedł za mną i zrobił
dokładnie to samo.
– Co za gówno… – powiedział,
zaciągając się mocno.
– Ja pierdolę, Erick… – Patrzyłem
na niego i chciało mi się płakać.
– Co za psychopata chciał
was pozabijać? – zapytał, a moja komórka znowu zaczęła dzwonić. To Clark. Spojrzałem
na Waltera, który pokazał, bym odebrał.
– Co tam? – odebrałem, próbując
być spokojny.
– Sed, co się tam, kurwa,
u was dzieje? Co to za strzelanina? – praktycznie krzyczał do słuchawki. Był zdenerwowany
nie mniej niż my wczoraj.
– Skąd wiesz? – spytałem zaskoczony.
– Jest transmisja na
wszystkich kanałach informacyjnych sprzed twojego domu! Błagam, powiedz, że
nikt nie zginął! – Głos mu drżał.
– Nie, wszyscy żyją,
Clark, ale to jakiś koszmar… – Zamknąłem oczy i usiadłem na ławce.
– Poczekaj, Jenn chce ci
coś powiedzieć! – powiedział nagle.
– Sed, to Scott! To Scott to zrobił! Jestem
tego pewna! – płakała do słuchawki, a ja prawie nic nie rozumiałem.
– Co? Możesz wolniej?
– To mój mąż! To Scott!
Boże, on dzwonił do mnie kilkanaście minut temu! Powiedział, że wszyscy
pożałujemy, że zabrałam mu Julię!
– Co?
– Powiedział, że zabije tę
małą sukę, która porwała mu córkę! On mówił o Reb! Błagam, powiedz, że nic jej
nie jest!
– Uspokój się, Jenn. Reb
jest w hotelu… – powiedziałem i nagle ogarnął mnie niepokój. W życiu czegoś
takiego wcześniej nie czułem.
– Jedź do niej! Zabierz
ją z hotelu! On jest zdolny do wszystkiego! – powiedziała, a ja od razu się
rozłączyłem. Kurwa!
– Co? Co ci powiedzieli? –
spytał przejęty Erick.
– On chce skrzywdzić Reb!
– odpowiedziałem jakby sam do siebie i szybko wróciłem do środka, by powiedzieć
o tym policji. Jednostki w całym mieście zostały postawione w stan gotowości, a
ja i Erick pojechaliśmy do hotelu razem z policją. Zadzwoniłem na numer, z
którego dzwoniła Reb, ale nie odbierała, komórki też. Kurwa mać! Błagałem w
myślach, by nic jej się nie stało. Boże! Moja słodka, niewinna dziewczynka. Nie
odezwałem się ani słowem w drodze do hotelu. Policja okrążyła obiekt i wszyscy
goście zostali ewakuowani, bo nie wiadomo, do czego zdolny był Scott. Choć tak
naprawdę nie wiedzieliśmy, czy to on był sprawcą tego wszystkiego. Wyprzedziłem
policjantów, gdy wychodziliśmy z windy na piętrze apartamentu, i zamarłem, widząc
uchylone drzwi.
– Nie! Kurwa! Nie! – krzyknąłem
i wyrwałem do przodu jeszcze szybciej.
Wpadłem do środka
pierwszy i zobaczyłem jedynie włączony telewizor, zmiędloną na łóżku pościel i
mokry ręcznik na podłodze tuż przy drzwiach. Wpadłem do łazienki, ale tam też
było pusto. Wrzeszczałem jak w amoku i padłem bezradny na kolana. Porwał ją!
Mój Boże, porwał moją małą dziewczynkę i chciał ją skrzywdzić. Erick próbował mnie
podnieść z podłogi, ale nie dał rady. Odepchnąłem go i walnąłem z całej siły
pięścią w podłogę, ściskając w dłoniach ręcznik. Czułem na nim jej zapach,
zapach jej włosów, i wpadałem w szał. Rozbiłem w drobny mak lustro nad komodą, cisnąłem
w nie wazonem i chwyciłem drugi, by rzucić nim w okno, ale Erick chwycił mnie tak
mocno, że nie mogłem się ruszyć.
– Kurwa, Sed! – wrzasnął.
Widziałem, że płacze. Ja
nawet nie miałem siły płakać. Mój świat właśnie runął w gruzy. Policja od razu zablokowała
wszystkie drogi wylotowe z Aspen, przeszukała cały hotel, sprawdziła kamery.
Łatwo znaleziono nagranie i upewniono się, że to właśnie Scott stał za tym
wszystkim. Doskonale było widać, jak wchodzi do hotelu, wjeżdża na piętro i wkracza
do apartamentu. Dlaczego ona otworzyła mu drzwi? Na nagraniu widać Rebekę
uchylającą niepewnie drzwi i to pierwszy raz, kiedy umarłem. Ostatnia chwila, w
której widziano ją żywą i całą. Scott spędził w apartamencie dosłownie pięć
minut. Nie wiadomo jednak, co zaszło w środku. Kamera zarejestrowała, jak mężczyzna
wychodzi przebrany w policyjny mundur i wynosi na rękach nieprzytomną Rebekę,
po czym kładzie ją na hotelowym wózku na bagaż i okrywa prześcieradłem. Zjeżdża
w podziemia hotelu, ładuje bezwładne ciało mojej ukochanej na tylne siedzenie
jakiegoś starego forda i odjeżdża. Miejskie kamery jednak są zamontowane do
granic miasta i trop urwał się na wylotówce w lesie. Policja od razu się tam udała.
Przy drodze znaleziono tego forda, więc sukinsyn przesiadł się do innego
samochodu. Rebeki w środku nie było. Umarłem wtedy po raz drugi.
Tak tak tak aż mam ciarki... <3 nie mogę się doczekać więcej
OdpowiedzUsuńNo ciesze się że Sed doszedł do głosu.... Jestem mega ciekawa jego punktu widzenia... Juz niemogę się doczekać października!! Świetna robota!! Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńA kiedy ma wyjść ta część w księgarniach??
OdpowiedzUsuń25 października :)
UsuńCzemu tak dlugooo? Czemu nie wcześniej... przecież z ciekawości tez sie wykonczyc mozna!!:)
UsuńCo za zapowiedź... i jak tu czekać do października?
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się 25pażdzirnika.
OdpowiedzUsuńA kiedy 5 część???? Beda2c po lekturze właściwego rytmu czekam na kontynuację, więc jaki jest plan co do 5 części??????
OdpowiedzUsuń