Kochani! Postanowiłam pokazać szerszemu gronu mój najnowszy pomysł na powieść. Ta historia nie ma jeszcze opisu, ale fabuła zrodziła się w mojej głowie kilka dni temu i nie daje mi spokoju. W Wasze ręce przekazuję cztery pierwsze rozdziały, więc jeśli macie ochotę, to zapraszam do lektury i czekam na Wasze opinie. Tekst jest oczywiście bez jakichkolwiek poprawek, redakcji, korekty, więc przymknijcie oko na błędy. Nie wiem też czy tytuł będzie właśnie taki, ale to okaże się w trakcie pisania. To nie będzie schematyczny romans, o czym zaraz się przekonacie :)
Rozdział 1
Odkąd zacząłem
dojrzewać nienawidziłem swojego życia. Buzujące we mnie hormony dały nieźle
popalić mnie i mojej rodzinie. Zaczęło się od drobnych kradzieży, palenia
trawki, a skończyło na włamaniu do sklepu ze sprzętem komputerowym i
poprawczaku. Nigdy nie zakładałem, że będę złym chłopcem. Wręcz przeciwnie.
Miałem wyobrażenia o tym jak mogłoby wyglądać moje życie, ale to wszystko
ogromnie różniło się od rzeczywistości. Gdy przyklei się do kogoś łatka „tego
złego”, to ciężko jest potem wszystko wyprostować. Każde moje słowo było ważone
dwa razy, każdy gest czujnie obserwowany, a najmniejsze potknięcia wytykane i
wypominane po stokroć. To nie było fajne. Kurwa! To naprawdę nie było fajne.
Jako nastolatek buntowałem się przeciwko całemu światu. Nic mi nie odpowiadało.
Zupełnie nic. Potrafiłem wyzwać własną rodzoną matkę od beznadziejnych kurew,
która nie umiała robić niczego innego, oprócz przytakiwania mężowi, który ją
tłamsił. Potrafiłem uderzyć ojca. Te słowa i gesty zabijały mnie. Pragnąłem
zrozumienia, a zostałem odrzucony. Wyrażałem emocje poprzez gniew. Mściłem się,
choć nie miałem za co. Rodzice przecież chcieli mi pomóc, ale nie znali
sposobu, by do mnie dotrzeć.
To był ciężki okres o
którym nie chciałem zapominać. To nie chodziło o to, by zapomnieć… Chodziło o
to, by mimo wszystko żyć dalej i uczyć się na błędach. Tyle razy zawiodłem
rodziców. Tyle razy zawiodłem też sam siebie, dlatego dałem sobie ostatnią
szansę, by żyć. Nie chciałem wegetować. Nie chciałem zamieniać się w
bezuczuciowy kamień. Bałem się, że umrę na pustyni obojętności i nigdy nie będę
w stanie normalnie funkcjonować. To mnie przerażało. Empatię, dobroć, miłość,
przyjaźń… Te definicje znałem tylko z teorii. W praktyce, nie obchodził mnie
los innych ludzi, miłości się bałem, a przyjaźnią gardziłem. Wybudowałem wokół
siebie mur, który zaczął mnie przytłaczać. Czułem jego ciężar i chłód. Chłód
zimnej nasiąkniętej nienawiścią cegły, która zamiast się kruszyć, to rosła w
siłę. Błądziłem. Szukałem światła, ale nie było wokół mnie osób, które przeprowadziłyby
mnie przez gęstą mgłę. Byłem sam. Zupełnie sam. To zajebiście chujowe uczucie.
Przeprowadzka do innego
miasta była ucieczką. Tak. Nie próbowałem wymyślać wymówek. Doskonale
wiedziałem, że uciekam, ale tego właśnie potrzebowałem. Gdzieś głęboko chciałem
wierzyć, że nowe miejsce okaże się być krokiem w dobrą stronę. Miałem dość
bycia dziwadłem. Wytatuowany, ubrany na czarno satanista. Tak mnie określano, a
w Nowym Jorku nikt nie zwracał na to uwagi. Po ulicach chodziły większe
dziwadła, a ja w końcu mogłem odetchnąć. Pierwszy raz od piętnastu lat nie
czułem się jak outsider. To było naprawdę fajne uczucie. Ludzie na ulicy nie
oglądali się za mną tylko dlatego, że mam tatuaże i wygoloną po bokach głowę.
Nie przeszkadzało im, że mało mówię, bo Nowy Jork jest tak zajętym miastem, że
nikt nie zwraca na siebie uwagi. Mogłem przebiec nago przez Time Square i uwagę
zwróciliby na mnie jedynie turyści i kamery miejskiego monitoringu. Przez
pierwszych kilka dni żyłem na walizkach. Tanie motele szybko jednak okazały się
i tak zbyt kosztowne na moje skromne fundusze i wtedy postanowiłem, że muszę
coś wynająć. O pracę nie było trudno, a przez pierwszy w moim życiu łut
szczęścia, zatrudniłem się w posterunku straży pożarnej jako porządkowy. Myłem
auta, dbałem o porządek i sprzęt. Płacili nieźle, a jeden ze strażaków pomógł
mi znaleźć namiary na niedrogie mieszkanie w pobliżu. Co prawda było to
mieszkanie studenckie, ale stwierdziłem, że warto zaryzykować. Jeśli nie
spodobałoby mi się imprezowy tryb życia współlokatorów, to zawszę przecież
mogłem się po prostu wyprowadzić.
-Tu masz namiar na
Matta. To kumpel mojego brata i raczej się dogadacie. Richardowie to spokojne
dzieciaki, a szukają kogoś, by zmniejszyć koszty utrzymania – powiedział Ash,
czyli Ashton. Strażak z którym o dziwo nawet dobrze mi się rozmawiało. Był w
moim wieku. Miał żonę i małą córeczkę, które poznałem już pierwszego dnia pracy. Missy – żona Asha,
codziennie przynosiła mu obiad, gdy miał dzienną zmianę. Któregoś razu
przyniosła obiad również mnie. Było to dla mnie niezrozumiałe, ale sprawiło, że
poczułem się dziwnie. Drobne gesty, które wracały mi wiarę w ludzkie dobro,
którego we mnie nie było ani krzty.
-Mi też zależy na
spokoju i kasie, więc brzmi nieźle.
-Zadzwoń do niego
wieczorem, bo teraz jest pewnie na uczelni.
-Okej, a i Ash… -
spojrzałem na niego – Nie podziękowałem twojej żonie za obiad – dodałem. Było
mi dziwnie głupio z tego powodu, a domowy makaron z kulkami mięsa był naprawdę
pyszny.
-Missy wystarczyło to,
że widziała jak zajadałeś się nim po cichaczu w szatni – Ash zaśmiał się
głośno. Tak. Było dokładnie tak jak mówił.
-Chyba fajnie mieć taką
żonę, co? – zapytałem nagle. Nie wiem skąd wzięła się we mnie chęć poznania
lepiej tego człowieka. Ash był strażakiem i wiódł normalne życie. Miał rodzinę,
którą kochał i codziennie ryzykował dla w pracy swoje zdrowie. Dobrze patrzyło
mu z brązowych oczu. Miałem dziwne wrażenie, że może mógłbym się z nim nawet
zaprzyjaźnić, ale przeszkodą było to, że przecież nie wierzyłem w przyjaźń.
-Pewnie, że fajnie.
Znamy się z Missy od trzech lat, od dwóch jesteśmy małżeństwem, a od roku
rodzicami. To najlepsza rzecz jaka mi się w życiu przytrafiła.
-Małżeństwo czy
rodzicielstwo? – dopytałem.
-Cały pakiet.
Małżeństwo niewiele zmienia, jeśli naprawdę się kogoś kocha, ale narodziny
dziecka, to totalny Armagedon. Nieprzespane noce, stres, obrzygane koszulki,
kolki, kupy śmierdzące tak, że nawet nie masz pojęcia, ale to jest, kurwa,
takie piękne, że nie zamieniłbym tego na nic innego.
Odpowiedź Asha wcale
mnie nie zdziwiła. Domyślałem się, że tak wyglądać może normalne życie, ale ja
przecież nie mogłem tego doświadczyć. Nie umiałem. Nie byłem gotowy.
Zazdrościłem mu tego, że on umiał, że był gotowy i doświadczał tych wspaniałych
rzeczy. Kiwnąłem jedynie i wziąłem od niego karteczkę z numerem telefonu, a
następnie wsunąłem ją w kieszeń kombinezonu ochronnego i wróciłem do mycia
przedniej szyby jednego z wozów strażackich.
Było chwilę po ósmej wieczorem, gdy wyszedłem spod prysznica i wróciłem do szatni, by ubrać się i zadzwonić do chłopaka, którego namiary dał mi Ash. Zarzuciłem na siebie czarną koszulkę, skórzaną kurtkę i wyszedłem z budynku, kierując się na przystanek autobusowy. Najpierw musiałem zapalić, bo w pracy nie wolno było nam tego robić. Oczywiście i tak każdy łamał zakaz, bo nałóg przecież zawsze wygrywa. Stanąłem pod wiatą przystanku, bo akurat zaczęło padać. Byłem zmęczony fizycznie, ale moja psychika w końcu zaczęła odpoczywać. Odpaliłem zapalniczkę i przytknąłem ją do papierosa, a następnie zaciągnąłem się dymem. Odetchnąłem głęboko. Byłem samotny, ale pierwszy raz w życiu nabrałem nadziei, że zaczynam kroczyć dobrą ścieżką. Że wyjdę z mgły i przestanę walić głową w mur, który wokół siebie wybudowałem. To było fajne uczucie. Normalne. Praca. Kumple opowiadający popieprzone i zboczone żarty. Obowiązki. Monotonność. Tego potrzebowałem. Potrzebowałem także stałego miejsca zamieszkania, więc po chwili wyjąłem z kieszeni wymiętą karteczkę z numerem tego studencika. Miałem kilka obaw, ale już po chwili rozmowy wiedziałem, że może być w porządku. Umówiłem się z nim na jutro rano, by obejrzeć. Własny kąt. To był mój kolejny cel i bardzo chciałem go zrealizować.
Rozdział 2
Wszedłem do sporego
mieszkania na poddaszu kamienicy przy 29th St na Brooklynie. Okolica wydawała
się być spokojna. Po drugiej stronie ulicy była szkoła, a zaraz obok posterunek
policji. Chłopak, który mi otworzył, od razu wzbudził we mnie sympatię.
-Tam jest łazienka, a
tu kuchnia – wskazał, bym przeszedł dalej i ruszył za mną. Całe to mieszkanie
naprawdę mi się podobało i nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie, że może
faktycznie znalazłem swoje miejsce na ziemi.
-A jak z czynszem? –
zapytałem Matta. Był to wysoki, dość szczupły chłopak o blond włosach i
niebieskich oczach. Najzwyklejszy ze zwykłych, ale dobrze patrzyło mu z oczu.
Odkąd pamiętam, zawszę zwracałem uwagę na oczy ludzi, których poznawałem.
Wydawało mi się, że oczy są zwierciadłem duszy. Nieważne czy małe czy duże,
musiało być w nich coś, co przykuwało moją uwagę, a jedocześnie dawało poczucie
bezpieczeństwa. Matt miał to coś. Miał też w sobie pewien zadzior i byłem
przekonany, że się dogadamy.
-No właśnie… -
westchnął Matt – Twój pokój jest najmniejszy, dlatego płaciłbyś mniej, ale… -
skrzywiłem się. Nie lubiłem problemów – Czynsz płacimy raz na trzy miesiące, z
góry.
-Spoko, jestem na to
przygotowany – odetchnąłem z ulgą, a Matt uśmiechnął się szeroko.
-I jeszcze
najważniejsza sprawa – nagle podszedł do drzwi, które były naprzeciwko „mojego”
pokoju i otworzył je – To jest pokój Sary, mojej siostry. Jeśli chcesz
pomieszkać z nami dłużej, to są tylko dwa warunki: nie dotykaj jej rzeczy i nie
wchodź do jej pokoju bez pozwolenia. Sara ma hopla na punkcie prywatności.
Teraz jej nie ma, bo nie wróciła jeszcze z wakacji, ale jak zacznie się
semestr, to wróci. Możemy robić syf w całym domu, ale jej pokój to zakazane
terytorium, okej? – Matt spojrzał na mnie niepewnie.
-Nie wtrącam się w
życie innych ludzi. Dla mnie nie ma problemu – wzruszyłem ramionami. Nie
obchodziła mnie jakaś studentka z manią na temat swoich rzeczy i prywatności.
Każdy ma przecież jakiś swój świat, a ja nie miałem zamiaru wtrącać się do
kogokolwiek.
-W takim razie, witam
na pokładzie! – Matt wyciągnął do mnie dłoń. Bezwiednie uśmiechnąłem się i
uścisnąłem ją pewnie – Widziałem, że przyszedłeś z torbą, więc możesz się
rozpakować – dodał, spoglądając na moją torbę stojącą w korytarzu.
-Liczyłem na to, że się
uda.
-Ja też. Wydatki są
spore, a nas nie stać na opłacanie całego mieszkania. Długo namawiałem Sarę, by
zgodziła się na współlokatora… To była ciężka przeprawa – dodał ze śmiechem.
-Raczej nie będę
kłopotliwy. Może wyglądam na psychola, ale to tylko pozory. Szukam spokoju –
odpowiedziałem szczerze.
-A mnie się twoje
dziary strasznie podobają. Laski na to lecą, co? – Matt się zaśmiał, a ja razem
z nim.
-Nie obchodzą mnie
laski.
-No w sumie racja,
wolałbyś kobietę. Jesteś starszy ode mnie, prawda? – spojrzałem na niego.
Wyglądał młodo.
-Mam dwadzieścia osiem
lat.
-No to będziesz robił
za takiego starszego brata.
-Lubię gotować –
wypaliłem nagle. Nawet nie wiem czemu. Tak po prostu.
-O serio?! My z Sarą
nie gotujemy nawet wody na herbatę. Jeśli zrobisz chociaż jeden obiad w
tygodniu, to mogę robić ci pranie. I mówię całkiem poważnie! – znowu zacząłem
się śmiać. Od razu polubiłem tego dzieciaka.
-Obiad za pranie
brudów? Jestem za.
-Umowa stoi! – ponownie
uścisnęliśmy sobie dłoń.
-W takim razie, jak
wiesz, w korytarzu stoi moja torba z ciuchami. Większość jest do prania. Bierz
się do roboty, a ja pomyślę co zrobić na obiad, ale najpierw rozejrzę się po
okolicy i zlokalizuję sklep.
-Umiesz robić
spaghetti? – oczy Matta zaświeciły się radośnie, a ja znowu się roześmiałem.
-Zobaczymy, co da się
zrobić – kiwnąłem do niego i ruszyłem do drzwi. Czułem, że to będzie fajny
dzień. Wierzyłem, że to początek nowego życia. Nowego mnie. Potrzebowałem tego,
jak niczego innego w tamtym momencie.
Trzy tygodnie później…
Mieszkanie z kimś
okazało się naprawdę fajną sprawą. Miałem szczęście, bo trafiłem na fajnego
chłopaka, który faktycznie był trochę jak młodszy brat. Matt nie był wścibski i
nie wypytywał mnie o nic. Mówiłem mu to, co chciałem i nie czułem presji
tłumaczenia się ze swojej przeszłości. Całymi dniami pracowałem, wieczorami
relaksowałem się przez telewizorem z puszką piwa w ręku. Zacząłem prawie
codziennie gotować, ku uciesze Matta, ale miałem za to czyste jak nigdy
ubrania.
Tego dnia miałem wolne,
a wieczorem obiecałem wpaść do Asha i jego żony na kolację. Zaprosili mnie, a
ja nie potrafiłem odmówić. Nie lubiłem takich sytuacji, ale stwierdziłem, że to
przecież nic złego. Uczyłem się takiego życia. To wszystko było dla mnie nowe,
trochę przerażające, a jednocześnie takie normalne. Nikt mnie tu nie osądzał,
nie wytykał palcami… Byłem sobą, a jedocześnie zupełnie kimś innym. Nie wiem
czy grałem, czy taki byłem naprawdę? Starałem się kontrolować, by nie
zniechęcać do siebie przypadkowych ludzi. Nie musiałem się bronić, bo nikt mnie
nie atakował. Ten komfort zaczął sprawiać, że powoli otwierałem się na świat.
Po prostu żyłem.
Akurat wróciłem z
treningu, gdy z łazienki dobiegały dziwne odgłosy. Zacząłem się zastanawiać czy
to Matt się tam onanizuje, czy co? Lubiłem robić sobie z niego żarty, więc bez
zastanowienia wparowałem do środka. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy
zamiast mojego współlokatora, ujrzałem kobiecy... ładny kobiecy tyłek w samych
majtkach.
-Matt, spodnie wpadły
mi za pralkę! - odezwał się lekki i dźwięczny głos. Uniosłem brew i oparłem się
o framugę drzwi. Milczałem chwilę, a przez głowę nagle przewinęło mi się
mnóstwo zbereźnych myśli.
-Matt chyba wyszedł,
ale ja jestem – odezwałem się. Dziewczyna podskoczyła i gwałtownie odwróciła
się w moją stronę. W oczach miała panikę i nerwowo chwyciła z wieszaka
szlafrok, by się zakryć.
-Cholera… Ty jesteś…? –
skrzywiła się, mierząc wzrokiem każdy skrawek mojej skóry pokrytej tatuażami.
-Mordercą? –
wyprzedziłem jej myśli i zacząłem się śmiać. Ona westchnęła z ulgą i oparła się
o pralkę.
-Zapomniałam, że ktoś
miał się do nas wprowadzić. Dopiero wróciłam i… - przyglądałem jej się. Była
młoda, śliczna i wyglądała na miłą. Jeśli była choć odrobinę zwariowana tak jak
jej brat, to byłem pewny, że też się dogadamy.
-Jestem Marshall, ale
wszyscy mówią mi Shall.
-A ja jestem Sara, ale
to pewnie już wiesz – wyciągnąłem do niej dłoń, a ona ścisnęła ją dość mocno.
Byłem zaskoczony, bo kobiety… W sumie nie wiedziałem, czy mogę określić ją jako
kobietę. Zastanawiałem się ile może mieć lat. Dwadzieścia? Może rok więcej?
Wracając do rzeczy. Kobiety raczej nie mają tak pewnego uścisku dłoni.
-Wiem też, że mam nie
wchodzić do twojego pokoju i nie ruszać twoich rzeczy. Matt uprzedził mnie
również, że w mieszkaniu są cienkie ściany, więc jeśli sprowadzę sobie kogoś na
noc, to mnie zamordujesz, jeśli usłyszysz odgłosy dzikiego seksu – Sara nagle
zaśmiała się głośno.
-Tak, na pewno co noc
uprawiasz dziki i namiętny seks, jak z pornosów.
Drwiła ze mnie? Nie
byłem pewny.
-Nie oglądam pornosów.
-Każdy facet je ogląda.
-Nie mam komputera –
mrugnąłem do niej i oboje roześmialiśmy się po raz kolejny.
-Ja ci swojego nie
pożyczę – dodała, bez złośliwości.
-Zawsze mogę robić to
na kanapie w salonie. Z tego co zdążyłem się zorientować, macie tu wykupiony
cały pakiet telewizyjny i programy z pornosami też tam są.
-Tylko potem sprzątnij
po sobie brudny papier toaletowy i sztuczną waginę.
-Skąd wiesz, że taką mam?
– dodałem poważnie, ale tak naprawdę robiłem sobie żarty. Sara skrzywiła się,
bo dała się nabrać.
-Mówiłam Mattowi, że
lepiej byłoby gdyby zamieszkała z nami jakaś dziewczyna – odpowiedziała. Tym
razem ja dałem się nabrać, bo Sara po chwili roześmiała się. Następnie
spojrzała na mnie, a ja nadal miałem te dziwne zbereźne myśli w głowie.
Mieszkanie pod jednym dachem z atrakcyjną młodą… kobietą, wydawało mi się
całkiem przyjemne. Nie miałem określonego typu na który zwracałem uwagę. Sara
miała włosy w kolorze rudawego blondu, zadarty nos, piegi i szare oczy. Od razu
mi się podobała, ale tak naprawdę nie interesowały mnie relacje damsko-męskie.
Niewiele wiedziałem na temat takich spraw, a swoje partnerki mogłem policzyć na
palcach jednej ręki. Jednonocne przygody, to były moje dotychczasowe
doświadczenia. Nic nadzwyczajnego. Po prostu seks. Raz lepszy, raz gorszy, ale
nie taki bym czuł się spełniony. Swoje napięcie kiedyś rozładowywałem złością,
a teraz pracą i treningiem. To mi odpowiadało, ale wtedy jeszcze nie
wiedziałem, że wspólne mieszkanie z kobietą, to wcale nie taka prosta sprawa.
Byłem przecież tylko facetem, który raz na jakiś czas potrzebował się
wyładować… Nie na worku treningowym, nie w pracy, a na kobiecie. Poczuć
bliskość, namiętność… To były dla mnie tak odległe uczucia, że byłem wręcz
przekonany, że nigdy nie dam się temu zdominować. Od jakiegoś czasu panowałem
nad swoim życiem i tego chciałem się trzymać.
Rozdział 3
Mieszkanie Asha mieściło się dwa przystanki metrem od
posterunku, więc umówiłem się z nim, że przyjdę po niego, aż skończy zmianę, by
we dwóch jechać na miejsce. Missy miała czekać na nas z kolacją, a ja kupiłem
nawet kwiaty dla naszej gospodyni. Uważałem, że tak wypada, ale nie miało to
związku z moim dobrym wychowaniem. Nie spodziewałem się jednak, że na miejscu
oprócz żony Asha będzie także druga kobieta.
-Sorry, to był jej pomysł – bąknął cicho Ash, a do mnie od razu dotarło, że to swatka. Spojrzałem na zadowoloną z siebie Missy, oraz brunetkę z ustami wymalowanymi czerwoną szminką. Ależ mnie to wkurwiło, bo od razu wiedziałem, że wyląduję z nią w łóżku. Jeśli bym tego nie zrobił, to Ash nabijałby się ze mnie razem ze wszystkimi kumplami z pracy. Takie głupie męskie docinki były znośnie, ale nie jeśli dotyczyły kobiet. Faceci przecież wiecznie w tym rywalizowali. To była po prostu przejebana sprawa.
-Oberwie ci się jeśli okaże się słaba! – odpowiedziałem groźnie, ale on doskonale wiedział, że żartowałem.
-To przyjaciółka Missy, bądź dla niej „miły” – Ash puścił mi oczko, a ja nie miałem wyjścia i musiałem się przedstawić. Synthia była atrakcyjną bardzo bezpośrednią kobietą. Szczerze, to nie spodziewałem się, że od razu przejdzie do rzeczy, ale nowojorskie dziewczyny były bardziej wyzwolone od tych małomiasteczkowych szarych myszek, które wstydziły się powiedzieć czego pragną. Ona się nie wstydziła. Już po chwili kleiła się do mnie, a przy stole kilka razy złapała mnie za udo. Normalny facet byłby wdzięczny kumplowi, że zapewnił mu łatwe i szybkie ruchanie, ale to nie było w moim stylu. Nie miałem nastroju na takie zabawy, a jednocześnie nie chciałem wyjść na dziwadło. Miałem dość tej plakietki, której powoli zaczynałem się pozbywać.
-Mała się obudziła, pójdziesz do niej? – zasugerowała Missy, gdy kończyliśmy jeść pyszną kolację. W tym towarzystwie czułem się całkiem swobodnie, gdyby nie dłoń mojej „towarzyski” która nagle zawędrowała zbyt wysoko na moim udzie.
-Jasne kochanie, a ty zbierz talerze – Ash mrugnął do mnie, dając do zrozumienia, że Synthia chciała jak najszybciej opuścić mieszkanie. Problem polegał na tym, że nie mogłem jej przecież zabrać do siebie. Znaczy mogłem, ale nie chciałem. Z różnych powodów.
-Mieszkam tu niedaleko. Może ewakuujemy się i spędzimy resztę wieczoru tylko we dwoje? – zaproponowała sekundę po tym, jak Ash odszedł od stołu. Nie twierdzę, że mi się nie podobała, ale… No… Nie miałem nastroju. Faceci też nie miewają nastroju, co jest trudne do uwierzenia, ale naprawdę tak było.
-Mogę cię odprowadzić, ale nie obiecuję, że wejdę na górę – próbowałem jakoś delikatnie się wymigać. Zawsze przecież mogłem poczuć się źle w trakcie spaceru i odmówić spędzania dalszej części tej nocy tylko we dwoje.
-Sorry, to był jej pomysł – bąknął cicho Ash, a do mnie od razu dotarło, że to swatka. Spojrzałem na zadowoloną z siebie Missy, oraz brunetkę z ustami wymalowanymi czerwoną szminką. Ależ mnie to wkurwiło, bo od razu wiedziałem, że wyląduję z nią w łóżku. Jeśli bym tego nie zrobił, to Ash nabijałby się ze mnie razem ze wszystkimi kumplami z pracy. Takie głupie męskie docinki były znośnie, ale nie jeśli dotyczyły kobiet. Faceci przecież wiecznie w tym rywalizowali. To była po prostu przejebana sprawa.
-Oberwie ci się jeśli okaże się słaba! – odpowiedziałem groźnie, ale on doskonale wiedział, że żartowałem.
-To przyjaciółka Missy, bądź dla niej „miły” – Ash puścił mi oczko, a ja nie miałem wyjścia i musiałem się przedstawić. Synthia była atrakcyjną bardzo bezpośrednią kobietą. Szczerze, to nie spodziewałem się, że od razu przejdzie do rzeczy, ale nowojorskie dziewczyny były bardziej wyzwolone od tych małomiasteczkowych szarych myszek, które wstydziły się powiedzieć czego pragną. Ona się nie wstydziła. Już po chwili kleiła się do mnie, a przy stole kilka razy złapała mnie za udo. Normalny facet byłby wdzięczny kumplowi, że zapewnił mu łatwe i szybkie ruchanie, ale to nie było w moim stylu. Nie miałem nastroju na takie zabawy, a jednocześnie nie chciałem wyjść na dziwadło. Miałem dość tej plakietki, której powoli zaczynałem się pozbywać.
-Mała się obudziła, pójdziesz do niej? – zasugerowała Missy, gdy kończyliśmy jeść pyszną kolację. W tym towarzystwie czułem się całkiem swobodnie, gdyby nie dłoń mojej „towarzyski” która nagle zawędrowała zbyt wysoko na moim udzie.
-Jasne kochanie, a ty zbierz talerze – Ash mrugnął do mnie, dając do zrozumienia, że Synthia chciała jak najszybciej opuścić mieszkanie. Problem polegał na tym, że nie mogłem jej przecież zabrać do siebie. Znaczy mogłem, ale nie chciałem. Z różnych powodów.
-Mieszkam tu niedaleko. Może ewakuujemy się i spędzimy resztę wieczoru tylko we dwoje? – zaproponowała sekundę po tym, jak Ash odszedł od stołu. Nie twierdzę, że mi się nie podobała, ale… No… Nie miałem nastroju. Faceci też nie miewają nastroju, co jest trudne do uwierzenia, ale naprawdę tak było.
-Mogę cię odprowadzić, ale nie obiecuję, że wejdę na górę – próbowałem jakoś delikatnie się wymigać. Zawsze przecież mogłem poczuć się źle w trakcie spaceru i odmówić spędzania dalszej części tej nocy tylko we dwoje.
Nie wszystko poszło po mojej myśli. Synthia była bardziej
zdesperowana niż mi się wydawało. Wciągnęła mnie do klatki schodowej swojej
kamienicy i zaczęła dobierać mi się do rozporka. Jej usta desperacko całowały
moje, a gdy palce mocno zacisnęła się na moim kutasie, wszystko już było jasne.
Sekundę później wylądowaliśmy w jej mieszkaniu, potem na kanapie, a
skończyliśmy na dywanie. Dobrze wstawiona Synthia siłowała się z paskiem moich
spodni, a ja dostrzegłem za głową wielkiego kota, co totalnie wybiło mnie z
rytmu. Usiadłem, a ona znowu próbowała mnie całować.
-Nie lubię mieć widowni – stwierdziłem oschle, by ostudzić jej zapędy. Wolałem nie zaliczyć, niż rano żałować, że uległem pokusie. Po co miałem to robić? Męski orgazm nie trwa dłużej niż kilka chwil, a to nie było warte moralnego kaca, smsów z prośbą o spotkanie i tłumaczeń, że nic więcej między nami nie będzie.
-Zamknę go w łazience. Poczekaj chwilę! – dziewczyna zerwała się z dywanu, ale potknęła się o własne nogi i wylądowała na tyłku. Dopiero teraz poczuła siłę pięciu lampek wina, które wypiła na kolacji. Może i była urocza, ale nie miałem zamiaru jej wykorzystać. Nawet jeśli tego chciała.
-Nie, to nie będzie potrzebne – wstałem i pomogłem jej wstać. Poprawiłem swoje spodnie, jej włosy i zaprowadziłem przed lustro w korytarzu – Spójrz – wskazałem na jej odbicie – Uwierz mi, że nie chcesz spędzić tej nocy ze mną. Szukasz miłości, zapewne rzucił cię facet, albo okazało się, że cię zdradza i sama go zostawiłaś. Daj sobie czas, zmyj tę obrzydliwą czerwoną szminkę, wyśpij się, idź pobiegać i zajmij się stęsknionym kotem. A jeśli jutro nadal będziesz uważała, że jestem odpowiednim facetem do łóżka, to zadzwoń. Umówimy się do kina, pogadamy, a jak zaiskrzy, to będziemy się pieprzyć do rana.
-A dziś nie zaiskrzyło? – dziewczyna zatoczyła się lekko. Zaśmiałem się.
-Nie, to tylko bałagan w twojej głowie.
-Ash mówił, że jesteś inny, ale żeby aż tak… - skrzywiła się i próbowała skupić wzrok.
-Tak, aż tak – rozejrzałem się po mieszkaniu. Zlokalizowałem sypialnię, zaprowadziłem tam moją pijaną nieudaną swatkę i położyłem do łóżka. Rozebrałem ją, przebrałem w piżamę i żeby nie wyjść na totalnego dziwoląga, poczekałem chwilę aż zaśnie. Nie chciałem, by zaczęła wymiotować, bo to mogło być niebezpieczne.
-Nie lubię mieć widowni – stwierdziłem oschle, by ostudzić jej zapędy. Wolałem nie zaliczyć, niż rano żałować, że uległem pokusie. Po co miałem to robić? Męski orgazm nie trwa dłużej niż kilka chwil, a to nie było warte moralnego kaca, smsów z prośbą o spotkanie i tłumaczeń, że nic więcej między nami nie będzie.
-Zamknę go w łazience. Poczekaj chwilę! – dziewczyna zerwała się z dywanu, ale potknęła się o własne nogi i wylądowała na tyłku. Dopiero teraz poczuła siłę pięciu lampek wina, które wypiła na kolacji. Może i była urocza, ale nie miałem zamiaru jej wykorzystać. Nawet jeśli tego chciała.
-Nie, to nie będzie potrzebne – wstałem i pomogłem jej wstać. Poprawiłem swoje spodnie, jej włosy i zaprowadziłem przed lustro w korytarzu – Spójrz – wskazałem na jej odbicie – Uwierz mi, że nie chcesz spędzić tej nocy ze mną. Szukasz miłości, zapewne rzucił cię facet, albo okazało się, że cię zdradza i sama go zostawiłaś. Daj sobie czas, zmyj tę obrzydliwą czerwoną szminkę, wyśpij się, idź pobiegać i zajmij się stęsknionym kotem. A jeśli jutro nadal będziesz uważała, że jestem odpowiednim facetem do łóżka, to zadzwoń. Umówimy się do kina, pogadamy, a jak zaiskrzy, to będziemy się pieprzyć do rana.
-A dziś nie zaiskrzyło? – dziewczyna zatoczyła się lekko. Zaśmiałem się.
-Nie, to tylko bałagan w twojej głowie.
-Ash mówił, że jesteś inny, ale żeby aż tak… - skrzywiła się i próbowała skupić wzrok.
-Tak, aż tak – rozejrzałem się po mieszkaniu. Zlokalizowałem sypialnię, zaprowadziłem tam moją pijaną nieudaną swatkę i położyłem do łóżka. Rozebrałem ją, przebrałem w piżamę i żeby nie wyjść na totalnego dziwoląga, poczekałem chwilę aż zaśnie. Nie chciałem, by zaczęła wymiotować, bo to mogło być niebezpieczne.
Koło dwunastej byłem już pod
drzwiami swojego mieszkania. Niestety przez to wszystko musiałem zgubić klucze
i czekałem jak idiota, aż któreś z moich współlokatorów się obudzi. Zapukałem
raz, drugi… Nie chciałem dzwonić dzwonkiem, by nie obudzić połowy piętra. Na
szczęście Sara nie spała i po chwili otworzyła mi drzwi.
-O… Miałeś randkę? – zapytała i zaśmiała się cicho. Wszedłem do mieszkania i
ukradkiem dostrzegłem w lustrze swoje odbicie. Połowę twarzy miałem w czerwonej
szmince Synthi.
-Powiedzmy, ale nieudaną.
-Chcesz o tym porozmawiać? – znowu ze mnie drwiła, a ja zmrużyłem oczy.
-Chcę pożyczyć coś żeby zmyć ten okropny kolor z mojej twarzy. Masz te wszystkie babskie specyfiki do zmycia makijażu? – zmieniłem temat i razem przeszliśmy do łazienki. Sara oparła się o pralkę i podała mi buteleczkę z niebieskim płynem oraz wacik.
-Czemu to ma dwie warstwy? – przyglądałem się specyfikowi do demakijażu, który wyglądał jak dobry drink. Jedna warstwa była gęstsza i unosiła się na drugiej.
-To dwufazowy płyn do demakijażu oczu i ust – wyjaśniła Sara.
-Powiedziałaś to jak w reklamie.
-Twoja cera będzie wyglądać po nim promiennie i świeżo. Wystarczy nanieść niewielką ilość płynu na wacik i zacząć delikatnie pocierać – nagle zbliżyła się do mnie i sięgnęła po kolejny wacik, a następnie wylała na niego nieco tego specyfiku i zaczęła pocierać okolicę moich ust. Zaśmiałem się, choć nie wiem czemu. To było nowe doświadczenie i nie chodziło jedynie o korzystanie z damskich kosmetyków. Nieświadomie położyłem dłonie na biodra Sary, by swobodnie było jej zmywać ze mnie ślady szminki.
-Ugryzła cię! – Sara nagle zaczęła się śmiać, a ja oblizałem usta i faktycznie poczułem na wardze smak krwi.
-Krwawa pijawka!
-Zaliczyłeś chociaż każdą bazę, czy dziewczyna nagle otrzeźwiała i wygnała cię z domu? – zapytała, będąc nadal bardzo rozbawiona.
-Jeśli powiem ci prawdę, to i tak nie uwierzysz.
-Okazała się facetem? – uniosłem brew i wybuchłem niekontrolowanym śmiechem.
-Nie.
-Więc co?
-To nie istotne, ale dzięki za pomoc – chwyciłem jej dłoń, by przestała pocierać wacikiem o mój policzek.
-Zawsze jesteś taki tajemniczy? – zapytała. Patrzyła mi głęboko w oczy. To mnie sparaliżowało. Beztroska i zabawa prysły jak bańka mydlana. Nie rozumiałem tego co się ze mną działo. Jakbym toczył wewnętrzną walkę o to, by być normalnym, a jednocześnie nadal tkwiłem w próżni, którą wypełniał jedynie strach przed normalnością.
-Tak, zawsze – odpowiedziałem i zrobiłem krok, by wyjść z łazienki. Sara jednak ani drgnęła, a wręcz miałem wrażenie, że zagrodziła mi drogę.
-Dwoje takich dziwolągów pod jednym dachem, to o jednego za dużo – powiedziała nagle. Skrzywiłem się, bo w pierwszej chwili nie dotarło do mnie o co jej chodziło.
-Ja nie wtrącam się w twoje sprawy, więc ty nie wtrącaj się w moje – ostrzegłem ją. Nie chciałem żeby się mnie bała, ale musiała mieć świadomość, że potrafię być niemiły. Odnosiłem wrażenie, że ona doskonale to wiedziała i chciała mnie sprowokować. Po co? Tego niestety nie byłem pewny. Sara westchnęła i odsunęła się. Spuściła wzrok, a ja nagle poczułem ten chłód… Doskonale znałem to uczucie. Chłód emocjonalnego muru jakim się otaczaliśmy. I ona. I ja. Nie sądziłem, że spotkam kogoś, kto będzie miał ten sam problem. Każdy z nas miał inny powód, i jak dotąd nigdy nie interesowały mnie problemy innych osób, to nagle zapragnąłem dowiedzieć się co jest powodem tego smutku, który nagle dostrzegłem w oczach Sary. Na pozór była przecież taką beztroską, zabawną, otwartą młodą kobietą, ale ja doskonale wiedziałem, że skrywała w sobie sekret, który zżerał ją od środka. Tak samo jak mnie.
-Przepraszam, późno już i gadam głupoty – próbowała obrócić wszystko w żart, ale uśmiech nie docierał do jej oczu. To jednak nie była odpowiednia chwila, by drążyć temat.
-Nie szkodzi. Połóż się, a jutro opowiem ci o mojej nieudanej randce – uśmiechnąłem się do niej.
-Okej! Dobranoc, Marshall – Sara nagle nachyliła się i cmoknęła mnie w policzek. Zastygłem. Ona również. Była tak blisko. Poczułem jej zapach, ciepło jej oddechu. Kurwa! Nie rozumiałem swojego zachowania. Objąłem ją mocno i przyciągnąłem do siebie. Sara zaparła się dłońmi o moją pierś, ale nie próbowała się oddalić. Wręcz odwrotnie, uległa mi. Patrzyłem na jej pełne usta, a po chwili na oczy, które były przerażone, a jednocześnie zaintrygowane – Pocałuj mnie – zażądała bez wahania, a ja nawet nie miałem sekundy, by się zastanowić, bo jak na złość, ze swojego pokoju wylazł Matt. Był totalnie zaspany i niczego nie zauważył, ale Sara odskoczyła ode mnie gwałtownie i szybko uciekła do swojego pokoju.
-A ty co? Dopiero wróciłeś z kolacji? – Matt przetarł oczy i gestem dał do zrozumienia, że musi się odlać.
-Taaa… - bąknąłem. Nie mogłem się skupić. Co to miało być do kurwy nędzy?
-A ja wracam do wyra… Narka! – Matt po chwili również zniknął za drzwiami swojego pokoju. Ja jednak wiedziałem, że szybko nie zasnę. Poszedłem do siebie i usiadłem na łóżku. Przetarłem twarz dłonią i próbowałem uspokoić myśli. Serce mi waliło. Kurwa! Tego się nie spodziewałem, ale… podobało mi się to. Postanowiłem, że jutro porozmawiam o tym z Sarą. Znałem ją raptem kilka godzin, ale mieliśmy przecież razem mieszkać, więc trzeba było ustalić pewne sprawy. W dodatku zaczęły przemawiać do mnie typowo męskie argumenty. Sekswspółlokator? Czemu nie? Byłem przekonany, że Sarze nie będę w stanie odmówić.
-Powiedzmy, ale nieudaną.
-Chcesz o tym porozmawiać? – znowu ze mnie drwiła, a ja zmrużyłem oczy.
-Chcę pożyczyć coś żeby zmyć ten okropny kolor z mojej twarzy. Masz te wszystkie babskie specyfiki do zmycia makijażu? – zmieniłem temat i razem przeszliśmy do łazienki. Sara oparła się o pralkę i podała mi buteleczkę z niebieskim płynem oraz wacik.
-Czemu to ma dwie warstwy? – przyglądałem się specyfikowi do demakijażu, który wyglądał jak dobry drink. Jedna warstwa była gęstsza i unosiła się na drugiej.
-To dwufazowy płyn do demakijażu oczu i ust – wyjaśniła Sara.
-Powiedziałaś to jak w reklamie.
-Twoja cera będzie wyglądać po nim promiennie i świeżo. Wystarczy nanieść niewielką ilość płynu na wacik i zacząć delikatnie pocierać – nagle zbliżyła się do mnie i sięgnęła po kolejny wacik, a następnie wylała na niego nieco tego specyfiku i zaczęła pocierać okolicę moich ust. Zaśmiałem się, choć nie wiem czemu. To było nowe doświadczenie i nie chodziło jedynie o korzystanie z damskich kosmetyków. Nieświadomie położyłem dłonie na biodra Sary, by swobodnie było jej zmywać ze mnie ślady szminki.
-Ugryzła cię! – Sara nagle zaczęła się śmiać, a ja oblizałem usta i faktycznie poczułem na wardze smak krwi.
-Krwawa pijawka!
-Zaliczyłeś chociaż każdą bazę, czy dziewczyna nagle otrzeźwiała i wygnała cię z domu? – zapytała, będąc nadal bardzo rozbawiona.
-Jeśli powiem ci prawdę, to i tak nie uwierzysz.
-Okazała się facetem? – uniosłem brew i wybuchłem niekontrolowanym śmiechem.
-Nie.
-Więc co?
-To nie istotne, ale dzięki za pomoc – chwyciłem jej dłoń, by przestała pocierać wacikiem o mój policzek.
-Zawsze jesteś taki tajemniczy? – zapytała. Patrzyła mi głęboko w oczy. To mnie sparaliżowało. Beztroska i zabawa prysły jak bańka mydlana. Nie rozumiałem tego co się ze mną działo. Jakbym toczył wewnętrzną walkę o to, by być normalnym, a jednocześnie nadal tkwiłem w próżni, którą wypełniał jedynie strach przed normalnością.
-Tak, zawsze – odpowiedziałem i zrobiłem krok, by wyjść z łazienki. Sara jednak ani drgnęła, a wręcz miałem wrażenie, że zagrodziła mi drogę.
-Dwoje takich dziwolągów pod jednym dachem, to o jednego za dużo – powiedziała nagle. Skrzywiłem się, bo w pierwszej chwili nie dotarło do mnie o co jej chodziło.
-Ja nie wtrącam się w twoje sprawy, więc ty nie wtrącaj się w moje – ostrzegłem ją. Nie chciałem żeby się mnie bała, ale musiała mieć świadomość, że potrafię być niemiły. Odnosiłem wrażenie, że ona doskonale to wiedziała i chciała mnie sprowokować. Po co? Tego niestety nie byłem pewny. Sara westchnęła i odsunęła się. Spuściła wzrok, a ja nagle poczułem ten chłód… Doskonale znałem to uczucie. Chłód emocjonalnego muru jakim się otaczaliśmy. I ona. I ja. Nie sądziłem, że spotkam kogoś, kto będzie miał ten sam problem. Każdy z nas miał inny powód, i jak dotąd nigdy nie interesowały mnie problemy innych osób, to nagle zapragnąłem dowiedzieć się co jest powodem tego smutku, który nagle dostrzegłem w oczach Sary. Na pozór była przecież taką beztroską, zabawną, otwartą młodą kobietą, ale ja doskonale wiedziałem, że skrywała w sobie sekret, który zżerał ją od środka. Tak samo jak mnie.
-Przepraszam, późno już i gadam głupoty – próbowała obrócić wszystko w żart, ale uśmiech nie docierał do jej oczu. To jednak nie była odpowiednia chwila, by drążyć temat.
-Nie szkodzi. Połóż się, a jutro opowiem ci o mojej nieudanej randce – uśmiechnąłem się do niej.
-Okej! Dobranoc, Marshall – Sara nagle nachyliła się i cmoknęła mnie w policzek. Zastygłem. Ona również. Była tak blisko. Poczułem jej zapach, ciepło jej oddechu. Kurwa! Nie rozumiałem swojego zachowania. Objąłem ją mocno i przyciągnąłem do siebie. Sara zaparła się dłońmi o moją pierś, ale nie próbowała się oddalić. Wręcz odwrotnie, uległa mi. Patrzyłem na jej pełne usta, a po chwili na oczy, które były przerażone, a jednocześnie zaintrygowane – Pocałuj mnie – zażądała bez wahania, a ja nawet nie miałem sekundy, by się zastanowić, bo jak na złość, ze swojego pokoju wylazł Matt. Był totalnie zaspany i niczego nie zauważył, ale Sara odskoczyła ode mnie gwałtownie i szybko uciekła do swojego pokoju.
-A ty co? Dopiero wróciłeś z kolacji? – Matt przetarł oczy i gestem dał do zrozumienia, że musi się odlać.
-Taaa… - bąknąłem. Nie mogłem się skupić. Co to miało być do kurwy nędzy?
-A ja wracam do wyra… Narka! – Matt po chwili również zniknął za drzwiami swojego pokoju. Ja jednak wiedziałem, że szybko nie zasnę. Poszedłem do siebie i usiadłem na łóżku. Przetarłem twarz dłonią i próbowałem uspokoić myśli. Serce mi waliło. Kurwa! Tego się nie spodziewałem, ale… podobało mi się to. Postanowiłem, że jutro porozmawiam o tym z Sarą. Znałem ją raptem kilka godzin, ale mieliśmy przecież razem mieszkać, więc trzeba było ustalić pewne sprawy. W dodatku zaczęły przemawiać do mnie typowo męskie argumenty. Sekswspółlokator? Czemu nie? Byłem przekonany, że Sarze nie będę w stanie odmówić.
Rozdział 4
Wstałem nad samym
ranem, przed Sarą i Mattem, by iść do sklepu i przygotować śniadanie. Miałem
zamiar porozmawiać z Sarą, gdy zostaniemy sami. Całą noc myślałem o niej. To było
dla mnie nowe doświadczenie, ale nie potrafiłem ukryć przed samym sobą, że spodobało
mi się to. Myśleć o kimś w taki sposób… Taki inny, i nie chodziło jedynie o to,
że pociągała mnie fizycznie. Chodziło o ten mur, którym się odgradzała, o ten
strach w oczach, a jednocześnie fascynację i tajemnicę. To mnie intrygowało.
To był pierwszy tak
chłodny poranek od mojego przyjazdu do Nowego Jorku. Lato zbliżało się wielkimi
krokami, ale w powietrzu nadal było czuć ostrą i mroźną zimę, która długo nie
chciała ustąpić miejsca wiośnie. Przyśpieszyłem kroku, gdy zimny podmuch wiatru
postawił wszystkie włosy na moim ciele. Wzdrygnąłem się i wbiegłem do
kamienicy, a potem na górę, by się rozgrzać. Od niedawna trenowałem z
chłopakami z pracy na strażackiej siłowni. Teoretycznie nie mogłem tego robić
jako zwykły pracownik, ale Ash powiedział, że nie będzie z tym problemu. Dlatego
też trzy razy w tygodniu miałem pełną swobodę w treningach i chciałem z tego
korzystać. Trening był dobrym sposobem na rozładowanie emocji i zrelaksowanie
się. Mi to pasowało.
Wchodząc do mieszkania
usłyszałem, że ktoś właśnie bierze prysznic. Zajrzałem do sypialni Matta, ale
ten spał jeszcze jak zabity. Ucieszyło mnie to, bo okazja by pogadać z Sarą
nadarzyła się szybciej niż myślałem. Rozpakowałem w kuchni zakupy i zabrałem
się za robienie śniadania. Tosty, kanapki i dużo kawy. Doskonale wiedziałem, że
Sara i Matt do tej pory marnie się odżywali, a taka odmiana była dobra dla nas
wszystkich. Oni zaczynali dzień od normalnego posiłku, a ja… czułem się
potrzebny. Może to głupie, ale tak właśnie było.
-Czuję się jak w
czasach podstawówki. Kanapeczki, zapach kawy… Jeszcze mi powiedz, że zapakujesz
mi do szkoły jabłuszko i soczek, to parsknę śmiechem – usłyszałem nagle głos Sary.
Odwróciłem się, a ona stała w progu kuchni, owinięta była jedynie ręcznikiem. Jej
ciało nadal było mokre po prysznicu, a mi aż zaschło w gardle. W co ona grała?
Totalnie nie mogłem jej rozgryźć.
-To chyba miłe, gdy
ktoś robi śniadanie. Czy jednak się mylę? – zapytałem. Nie wiedziałem jaki jest
jej nastrój. Niczego o niej tak naprawdę nie wiedziałem.
-Śniadanie… -
powtórzyła po mnie – Kojarzy mi się z chwilami po upojnej nocy – dodała wymownie.
-Sara, kurwa, w co ty
grasz? – zapytałem. Byłem już zirytowany. Sara nie wyglądała na intrygantkę, a
tym bardziej na wredną sukę, a właśnie tak się zachowywała.
-W kotka i myszkę –
odpowiedziała i podeszła do mnie.
Bez wahania sięgnęła po kubek z kawą, a
ręcznik odsłonił cały tył jej ciała. Ujrzałem zarys kształtnych pośladków i na
chwilę musiałem zamknąć oczy. Nie wierzyłem, że to działo się naprawdę.
-Czemu mnie
prowokujesz? Co to wczoraj miało być? – odsunąłem się, ale tylko po to by móc
lepiej jej się przyjrzeć. Sara nie miała na sobie majtek, a ja nagle poczułem,
że w spodniach zrobiło mi się nieco ciaśniej. Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Starałem
się nie przyznawać do tego, że jej pożądałem, ale oszukiwać mogłem jedynie ją,
a nie samego siebie.
-Wyglądasz na takiego
co lubi prowokację, Marshall. Nie podoba ci się to co robię?
Uwodziła mnie. To wiedziałem
na pewno. Nie miałem jednak pojęcia po co to robiła? Nie wyglądała na taką, ale
przecież nigdy nie powinno się oceniać człowieka po wyglądzie. Ja wiedziałem o
tym najlepiej.
-A tobie co się podoba?
Ja, czy robisz sobie ze mnie żarty, co? Nie lubię gierek, Sara.
-Och… - zaśmiała się drwiąco.
-Stąpasz po cienkim
lodzie.
-Lubię zimę. Lubię chłód.
-Jesteś też zimną suką,
czy tylko udajesz? – zapytałem wprost. Dłonie miałem spocone z emocji. To była
najdziwniejsza rozmowa w moim życiu.
-Niczego nie udaję,
Marshall.
-Wiec bądź szczera. O co
ci chodzi? – zrobiłem krok w tył i podparłem się o szafkę. Skrzyżowałem dłonie
na piersi, ale nie potrafiłem przestać się na nią gapić. Sara była piękna w
takim porannym wydaniu. Bez makijażu, nieskazitelna, mokra od wody. I
ewidentnie czegoś ode mnie chciała, a ja czułem, że to nie chodzi jedynie o te
pieprzone i dziwne prowokacje.
-Jeśli upuszczę
ręcznik, to co zrobisz? – odstawiła kubek i stanęła dokładnie naprzeciwko mnie.
Materiał zakrywał jedynie jej piersi i schodził ku udom, gdzie skrywał się
najważniejszy skrawek kobiecego ciała. Przełknąłem ślinę. Nie byłem podatny na
kobiecy urok, ale w tym przypadku wszystko we mnie drżało z podniecenia.
-Ucieknę jak mały
chłopiec – rzuciłem z ironią.
-Naprawdę? – Sara zaśmiała
się, bo doskonale wiedziała, że to kłamstwo. Nie miałem ochoty uciec, ale też
nie chciałem ulegać pokusie w momencie kiedy ona tego oczekiwała. Byłem facetem
i jeśli już, to ja miałem dyktować warunki.
-Zrób to, a przekonasz
się co zrobię naprawdę – zmrużyłem oczy. Byłem już maksymalnie twardy i ledwo
panowałem nad buzującym we mnie pragnieniem. Dobrze, że miałem na sobie luźne
dresowe spodnie, a dzięki temu mój kutas nie odznaczał się na nich zbyt
wyraźnie. Nie spodziewałem się, że po chwili Sara zrzuci z siebie ręcznik.
-O kurwa… - te słowa
padły z moich ust bezwiednie. Nagle w głowie pojawiły się mroczne myśli. Zerżnij
ją, Marshall! – podpowiadało mi moje męskie ego. Co miałem do stracenia?
Zupełnie nic, ale coś hamowało mnie przed tym, by przekroczyć tę cienką
granicę.
-Podoba ci się to co
widzisz, Shall? – Sara pierwszy raz nazwała mnie zdrobniale. Spodobało mi się,
jak wypowiedziała to słowo. A mi podobało się to co widziałem i już nie miałem
zamiaru tego ukrywać. Wymownie zjechałem wzrokiem z krągłych piersi na brzuch
Sary i niżej, aż do wzgórka łonowego. Był wygolony, gładki, a ja zacząłem
zastanawiać się kiedy ostatnio widziałem nagą kobietę? To było tak dawno temu,
że prawie tego nie pamiętałem.
-Mam zamerdać ogonkiem
z zadowolenia? – głos miałem ochrypły, ale pewny i męski. Właśnie taki chciałem
być w jej oczach, chociaż w środku drżałem, właśnie tak ten mały chłopiec,
który boi się emocji i intensywnych doznań.
-Lubisz mnie taką,
Shall. Widzę to… - nagle podeszła do mnie i bez wahania złapała mnie za krocze.
Wciągnąłem powietrze przez zęby, ale nie odrywałem wzroku od jej twarzy.
-Ja też cię widzę…
Całą. Co z tym zrobimy? – starałem się trzymać ręce przy sobie. Nie chciałem
jej dotknąć. Nie w tej chwili. Nie na jej warunkach. Byłem uparty, a w tym
momencie uświadomiłem sobie, że przy niej muszę nad sobą panować bardziej niż
przy innych.
-Ty jesteś facetem,
zadecyduj – doskonale wiedziałem czego oczekiwała, ale nie miałem zamiaru jej
tego dać. Ująłem gwałtownie jej brodę i nachyliłem się, by być twarzą w twarz.
Tym razem Sara zadrżała, a może drżała już wcześniej? Tego nie mogłem być
pewny. Uniosłem kąciki ust, ale był to uśmiech zwycięzcy. Ona nie miała już nic
do powiedzenia.
-Ubierz się… Saro, a
potem wylej wiadro zimnej wody na głowę i wróć na śniadanie, bo kawa ci
wystygnie – powiedziałem pewnie i puściłem jej brodę, a następnie szybko
wyszedłem z kuchni. Zamknąłem się w swoim pokoju, bo musiałem ochłonąć. Nadal miałem
pełny wzwód, a to było wręcz bolesne. Położyłem się na chwilę i patrzyłem z
sufit, by oczyścić głowę ze zbereźnych myśli. Słyszałem jak Sara wróciła do
łazienki i uśmiechnąłem się. Wiedziałem też, że to dopiero początek tej dziwnej
sytuacji, ale postanowiłem dać się w to wciągnąć. Jej gra, ale moje zasady. Nie
byłem gówniarzem. Mogłem robić co chciałem i z kim chciałem, ale Sara za bardzo
mnie wkurzyła, bym dał jej tak szybko to czego ona chciała. Naprawdę była taką
wredną suką, czy faktycznie udawała kogoś i ukrywała takim zachowaniem swoje
problemy? Po pół godziny wróciłem do kuchni, by dokończyć robienie śniadania.
Po chwili wstał Matt i zjedliśmy je razem. Sara do nas nie dołączyła, a gdy
zbierałem się do pracy, usłyszałem jedynie, jak wyszła z mieszkania,
ostentacyjnie zatrzaskując za sobą drzwi.
Przez Ciebie będę miała więcej mężów niż harem przewiduje! Mówiłam, że jest super dobrze, ale takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Pewnie będę zbierać szczękę z podłogi za jakiś czas... <3
OdpowiedzUsuńBoskie :D Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów! :)
OdpowiedzUsuńCudeńko naprawdę boskie
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy ciąg tej historii w pełnej gotowości.
OdpowiedzUsuńBłagam pisz kobieto:))))))bo już nie mogę doczekać kolejnych rozdziałów!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńzajebiste!!!! czekam na na następne rozdziały. już nie mogę się doczekać!! <3
OdpowiedzUsuńpoproszę ciąg dalszy....nie mogę doczekać się "Koszmaru Morfeusza" ale to już niedługo :)
OdpowiedzUsuńZapowiada sie ciekawie ��Kiedy nastepne czesci?
OdpowiedzUsuńJeszcze jedno moglabym sie dowiedziec czy są nastepne rozdziały Efekt Eryka ale po prologu? Moze jest inny tytul? Musze powiedziec ze zakochalam sie w tym co przeczytalam chociaż zakonczenie totalnie mnie zaskoczyło. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNa tym blogu dodaję drugą część Efektu Ericka :) Zapraszam!
Usuńhttp://efektericka-zemstamilosci.blogspot.com/