Przebudzenie Morfeusza - fragment premierowy

Nie możecie doczekać się Przebudzenia Morfeusza? Zapraszam na fragment trzeciej, ostatniej części serii Mafijna miłość, która swoją premierę będzie miała już w te wakacje.


(TEKST PRZED REDAKCJĄ)
PRZEBUDZENIE MORFEUSZA - K.N. HANER

Każdego dnia walczę o siebie od nowa. Spoglądam w lustro nad komodą w swojej sypialni, i widząc w nim odbicie łóżeczka Tommiego, zawsze się uspokajam. On śpi słodko i nawet nie wie, że dziś pierwszy raz zostanie sam z babcią. Dostałam pracę i mama w końcu skończy suszyć mi głowę o to, bym zaczęła normalnie funkcjonować. Ona nie wie… Nie wie o tym co się wydarzyło. W jej świadomości nie znam ojca swojego dziecka i niech tak pozostanie. Dla niej już zawsze będę córką z nagich zdjęć, która nie przejęła się losem własnego ojca. Córką, która puściła się z jakimś facetem i zaszła z nim w ciążę. Mama jest jednak na tyle delikatna, że niczego mi nie wypomina. Kocha Tommiego i wiem, że mnie także kocha. Widzę jednak te spojrzenia, praktycznie słyszę te niepowiedziane pytania jakie chciałaby mi zadać. Kiedyś może jej opowiem, ale nie dziś, nie teraz.
-Mamo, poradzisz sobie? – pytam, schodząc do salonu. Ona właśnie wróciła z kliniki gdzie leży mój ojciec i robi śniadanie. Widzę, że już zdążyła przygotować dla mnie lunch. Pierwszego dnia w nowej pracy na pewno nie będę miała do tego głowy, ale uśmiecham się na myśl, że jest taka… Taka delikatna i ma wyczucie. Nie skreśliła mnie mimo że oceniła, jak większość naszej rodziny.
-Cassandro kochanie, a co ja dzieckiem się nie zajmowałam? – mama uśmiecha się znad kubka kawy, którą popija. Jak zawsze czarna bez mleka i cukru. Wzdycham, bo nie chcę zostawić Tommiego na kilka godzin. Nie wyobrażam sobie, że teraz musze wyjść i zobaczę go dopiero po południu.
-Oj wiem, mamo. Nie rób mi niczego więcej do jedzenia! – podchodzę i wyjmuję jej z ręki nóż, którym już zabierała się za robienie kolejnej kanapki.
-Wychodzisz bez śniadania? – gani mnie. To ten sam ton co w podstawówce. Mama nigdy nie pozwalała mi wyjść z domu na głodniaka.
-Mamo… - patrzę na nią błagalnie. Jej błękitne oczy są pełne troski i życzliwości.
-Spotykasz się dziś z Filipem? – pyta miękko. Doskonale wiem co ma na myśli. Nie ma takiej możliwości bym przyznała jej się, że łączy nas coś więcej niż przyjaźń.
-A dlaczego pytasz? – spuszczam wzrok, by nie spotkać jej podejrzliwego spojrzenia.
-Ten Filip jest po rozwodzie, tak? – ignoruje moje pytanie i pierwszy raz zaczyna wypytywać o Filipa. Wiedziałam, że to by odwiózł nas wczoraj pod dom, nie było dobrym pomysłem.
-W trakcie rozwodu… - bąkam pod nosem. Sama zastanawiam się jakim cudem ja znowu wpadłam w jego sidła? Dlaczego mam skłonność do spotykania się z takimi facetami? Przecież Filip to mężczyzna totalnie nie dla mnie. Nawet jeśli chciałabym się z kimś związać, to na pewno nie z takim typem. Filip jest nieodpowiedzialny, bezczelny i myśli tylko o tym, by znowu zaciągnąć mnie do łóżka. Dziwne, że w ogóle zaakceptował fakt, że mam syna. Może to właśnie to mnie znowu do niego przekonało? Czy ja naprawdę jestem taka naiwna?
-Lubi Tommiego? – mama zdumiewa mnie kolejnym pytaniem. Co ją dziś naszło? W dodatku tak wymownie się uśmiecha. To, że próbował mnie wczoraj pocałować też widziała? Podglądała z okna w kuchni jak staliśmy na podjeździe? O Boże… Naprawdę czuję się jak w podstawówce.
-Nie wiem. Widział go raptem kilka razy…
-A mi się wydaje, że on was bardzo lubi. Znacie się jeszcze ze studiów, prawda? – wywracam oczami, tak żeby nie widziała, i znowu wzdycham.
-Tak, mieliśmy razem staż.
-A on…


-Mamo, proszę… - patrzę błagalnie, by nie wypytywała dalej. Tego się chyba najbardziej obawiam. Jeśli ona zacznie pytać, ja zacznę mówić, i ten koszmar… mimo że wciąż trwa jedynie w mojej głowie… ten koszmar wróci. 
-Po prostu jestem ciekawa, córeczko. Tak mało wiem o tobie – słyszę wyrzut w jej głosie. „Tak mało wiem o tobie”, to znaczy… Nie wiem kto jest ojcem mojego wnuka.
-Mamo… - powtarzam już zirytowana.
-Dwie kanapki? – zmienia temat, widząc, że mnie zdenerwowała. Kiwam przecząco, a ona chwyta jeszcze jabłko i banana, po czym dopycha do pudełka, które dla mnie przygotowała – Masz sałatkę i owoce… - mówi cicho.
-Dziękuję – odbieram od niej swoje śniadanie i lunch i patrzę na zegarek w kuchni. Za chwilę powinnam wyjść, a jeszcze muszę się przebrać – W razie czego zadzwonisz?
-Zadzwonię, Cassandro – uśmiecha się i patrzy na mnie ciepło. Tak naprawdę ja też jej nie znam. Zawsze była zdominowana przez ojca i miałam wrażenie, że była nieszczęśliwa. Myślałam, że to taka poza… a jednak nie. Ona tęskni za tatą, odwiedza go codziennie i modli się, by do nas wrócił. On jednak nie wróci. Jest warzywem, którego życie podtrzymują jedynie szpitalne maszyny. Ciężko mi patrzeć na jej złudne nadzieje. Nie dociera do niej, że ojca już z nami nie ma. Że to tylko ciało bez duszy. Ona wciąż go kocha, ale miłość nie ma takiej mocy, by przywrócić komuś jego duszę, którą zabrał Bóg.
Zerkam do sypialni, by spojrzeć na Tommiego. Właśnie się przebudził i stoi w łóżeczku, cudownie zaspany i z odgniecionym policzkiem. Ma poczochrane włoski w kolorze anielskiego blondu i pociera rączką swoje malutkie, błękitne oczka. Jest idealny.
-Mama! – krzyczy na mój widok. Uśmiecham się i wchodzę do środka, by wziąć go w ramiona. Tak cudownie pachnie. Wtula się we mnie i jeszcze na chwilę przysypia. Cholera! Nie mogę się spóźnić pierwszego dnia pracy, ale nie mam serca go budzić. Naginam czas najbardziej jak mogę, a potem w pośpiechu przebieram się i wychodzę na autobus.
-Szalik załóż! – krzyczy za mną mama, ale nie mam czasu na takie pierdoły. Żałuję tego już po chwili, bo dziś jest wyjątkowo zimny, październikowy poranek. Przez nieprzyjemny wiatr moje ciało przyszywa dreszcz, ale nie mam czasu wrócić się do domu. Zapinam czarny płaszczyk pod samą szyję i kuląc się, praktycznie biegnę na przystanek. 
Miły kierowca czeka, aż wsiądę i nie ucieka mi sprzed nosa. Kiwam mu w podzięce i zajmuje miejsce tuż przy oknie. Toronto o tej porze budzi się do życia. Na szczęście do mojego nowego biura jest niecałe pół godziny drogi jedną linią autobusową. Już na następnym przystanku cały pojazd wypełnia się ludźmi. Głownie młodzieżą i studentami, oraz takimi jak ja… pracoholikami.
Mimo że przez ostatnie dwa lata nie pracowałam, to często myślę o pracy. Dzwoniłam do Valery i wypytywałam ją o to co działo w firmie. Ona jednak za każdym razem skąpiła mi informacji, a ja nie chciałam ciągnąć jej za język. Razem z Anthonym mają odwiedzić mnie w niedługim czasie. Zaręczyli się i z tego co wiem, planują ślub na wiosnę przyszłego roku. Kto by pomyślał? Uśmiecham się na myśl o nich. Są świetną parą. Niby kompletnie do siebie nie pasują, a jednak. Kochają się na zabój, pieprzą się, jak króliki i pewnie tak będzie do końca ich życia.
Biuro projektowe w którym właśnie zaczynam pracę, mieści się w dużym nowoczesnym budynku, gdzie swoje biura ma mnóstwo innych firm. Naprawdę cieszę się z tej pracy i jestem wdzięczna Filipowi, że mnie tu polecił. Jestem mu za to winna kolację… kolację na którą obiecałam, że pójdę z nim dziś wieczorem. Jaką wymówkę mam wymyślić przed mamą? Muszę poprosić ją, by zajęła się Tommym i mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Nie mogę jednak zabrać małego do restauracji, bo nawet nie da nam porozmawiać.
-Dzień dobry, nazywam się Cassandra Givens – podchodzę do recepcji, by wypisano mi przepustkę. Młoda rudowłosa dziewczyna prosi o jakiś dokument i dzwoni do kogoś z firmy, z pytaniem, czy oczekują kogoś takiego jak ja. Po chwili rozmowy, daje mi przepustkę i pokazuje jak mam dojść do schodów, bo winda dziś akurat ma awarię. Świetnie! Dobrze, że mam na nogach płaskie kozaki, bo dojście na siódme piętro nie należy do moich ulubionych czynności. Kondycję mam zerową, co sprawia, że docieram na górę cała  zdyszana, spocona i zmęczona, jakbym właśnie przebiegła maraton. Próbując zapanować nad piekącym w piersi oddechem i wychodzę z klatki schodowej na korytarz siedziby firmy. Deco&Art – to moje nowe miejsce pracy.
Chcę wyglądać dobrze i profesjonalnie, ale gdy nagle słyszę, jak w torbie dzwoni moja komórka, od razu panikuję. To na pewno coś z Tommym! Szukam nerwowo tego pieprzonego telefonu, idąc na oślep przed siebie, i nagle czuję, że wpadam na kogoś. Męskie dłonie łapią mnie pewnie za ramiona i ratują od upadku. Podnoszę wzrok i pierwsze co zauważam, to błękitne oczy. Boże! Czemu trafiam zawsze na facetów z takimi oczami? Mój wzrok sunie nieco niżej, na usta… ładnie wykrojone usta, na których czai się cień uśmiechu.
-Wszystko w porządku? – ton głosu mężczyzny jest niski i spokojny. Jestem wręcz przekonana, że wpadłam właśnie na swojego szefa. W czym upewniam się chwilkę później.
-Tak, nie zauważyłam pana…
-Kyle Worthington – przedstawia się i wyciąga do mnie dłoń – Jesteś Cassandra, prawda? – dodaje, a na jego twarzy maluje się zadowolenie. Trudno nie zauważyć tego, że jest przystojny. W mojej głowie od razu zapala się czerwona lampka. Przystojny szef równa się… kłopoty!
-Tak, Cassandra Givens – przedstawiam się i ujmuję jego dłoń. Jest miękka i zaskakująco ciepła. Znowu na niego spoglądam i przyglądam się uważniej. Kyle ma ładnie zarysowaną szczękę i nadający mu charakteru dwudniowy zarost. Ramiona wciśnięte w granatową marynarkę, wydają się być potężne i męskie… Robię krok w tył, by zwiększyć dystans między nami.
-Spóźniłaś się pięć minut… - krzywię się, słysząc pierwszą reprymendę od szefa. Jak zwykle pierwszego dnia muszę się spóźnić. To już chyba taka tradycja.
-Winda nie działa. Musiałam się wspinać na to siódme piętro, a moja kondycja nie jest najlepsza… - próbuję nie brzmieć jakbym się tłumaczyła, bo tak naprawdę to żaden argument.
-Mamy tutaj bardzo fajny sportowy pakiet socjalny dla pracowników, Cassandro – Kyle uśmiecha się ponownie, a ja czuję ulgę, że nie jest zły. Nie chcę narażać się szefowi już pierwszego dnia nowej pracy.
-Na pewno skorzystam.
-Kawy? – proponuje, kompletnie mnie zaskakując.
-Nie, dziękuję.
-W takim razie chodź – nagle chwyta mnie za dłoń i prowadzi w głąb korytarza. Nikogo oprócz nas chyba jeszcze nie ma – Pokażę ci twoje biuro i wdrążysz się w obowiązki. O której jadasz lunch? – dodaje.
-Mam ze sobą – odpowiadam, rozglądając się po pomieszczeniu. Widzę dwa boksy i kącik socjalny z kuchenką i ekspresem do kawy. To niewielkie biuro i bardzo mi to pasuje.
-Ile lat ma twój syn? – pyta Kyle, wprowadzając mnie do mojego biura. To malutki pokoik z biurkiem, krzesłem i laptopem. Regał z segregatorami obok okna, a za nim piękny widok na centrum Toronto. Podoba mi się tutaj! Uśmiecham się szeroko i czuję ulgę, bo lubię mieć komfort w miejscu pracy. W Miami… W Miami nie miałam takiego komfortu.
-Niecałe dwa latka… - odpowiadam niepewnie. Nie wiem czy mój szef widzi w tym jakiś problem, że mam syna? Mam nadzieję, że nie. To przecież nie powinno mieć dla niego znaczenia.
-Taki fajny mały mężczyzna, co? – uśmiecha się tajemniczo, ale w tym uśmiechu jest coś… coś co sprawia, że wszystkie złe myśli i wątpliwości ulatują z mojej głowy.
-Tak, Tommy jest świetnym małym facetem – odpowiadam i również się uśmiecham.
-I ma świetną zdolną matkę. Fillip bardzo cię zachwalał – Kyle wypowiada to w taki dziwny sposób. Filip mnie zachwalał? Nie wiem czemu od razu mam wrażenie, że zachwalał mnie nie tylko jako dobrego architekta wnętrz.
-Tak? – pytam, mierząc wzrokiem Kyla.
-Tak. Opowiadał mi o tobie... – znowu się krzywię, a Kyle się śmieje, widząc moją minę – Ale nie martw się, mówił same dobrze rzeczy! – dodaje.
-Nie wątpię… - bąkam. Nie wiedziałam, że to tacy dobrzy koledzy. Tak naprawdę nie miałam pojęcia, że Filip zna akurat mojego szefa. Przez to już nie czuję się tak pewnie, bo najwidoczniej dostałam tę pracę po prostu po znajomości. 

Komentarze

  1. I jak tu przetrwać do lipca😢

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko tyle😂😂Ja chce więcej a jeszcze lepiej cale😂

    OdpowiedzUsuń
  3. obawiam się ze Adam i CASANDRA nie będa żyli długo i szczęsliwie w 3 cz..Przepraszam jeśli obrażę nie miałam takiego zamiaru,
    ale wydaje mi się że sugeruje sie pani komentarzami na blogu czy facebooku. I fianał Przebudzenia morfusza bedzie inny niż na poczatku pani planowała

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Finał będzie taki jaki napisałam ponad rok temu :-)

      Usuń
  4. Finał musi być cudowny, albo przestanę wierzyć w miłość!! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. popłakałam się na koszmarze morfeusza i teraz tkwie w zawieszeniu

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze pół roku i znów będą targały mną emocje... :)
    oj miałam czasem ochotę odłożyć książkę na półkę, bo faktycznie książka okazała się dla ludzi o mocnych nerwach, którzy są w stanie wytrzymać zachowanie Cassandry. Ja czasem mówiłam dość! Koniec! ale po kilku sekundach wracałam do książki...
    Wracając do tematu...nie mogę się doczekać ostatniej części Morfeusza :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję że Adam sie przebudzi w miarę szybko....zanim Cassandra sie zacznie puszczać z nowym szefem bądź we trójkę z szefem i Filipem...nie wyobrażam sobie innego zakończenia jak Happy End...mam nadzieję , że nasza kochana autorka i tym razem nas nie rozczaruje;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Po przeczytaniu pierwszej części miałam wątpliwość, co do drugiej, ale tak jak koleżanka popłakałam się przy czytaniu. Czuję spory niedosyt i z niecierpliwością czekam na przebudzenie ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz